14 sierpnia 2016

Kilka słów o poezji.


Serwus ziomki

Dzisiaj znowu popiszę sobie o poezji, chociaż nie w konwencji lecza (tak, Basisto, to się odmienia, chociaż można też nie), lecz raczej by wyjaśnić, jak leczo powstało i skąd się wzięło, wreszcie- jakie jest moje podejście do poezji i co ja widzę w tej krótkiej formie złożonej ze słów, czasami znaków interpunkcyjnych.
A widzę dużo.



Najważniejsze w pojmowaniu poezji jest, moim zdaniem, nie posługiwanie się stereotypami i pierwszymi skojarzeniami. I ma to zastosowanie na wielu płaszczyznach.

Baardzo wiele osób mówi mi, gdy zaczynam gadać o poezji, że oni to poezji nie rozumieją. Że to nie dla nich. Że nie potrafią.
W tym momencie przeważnie zmieniam temat, bo boję się, że zaraz zaczną mieć przeze mnie kompleksy albo robić mi wyrzuty, że się snobuję.

Najchętniej bym to podkreśliła grubą krechą- poezji można nie czuć, nie rozumieć i nie lubić.
I nie widzę w tym nic złego, chociaż poezję kocham i najchętniej bym biegała od człowieka do człowieka i krzyczała "Rany, ale cudowny wiersz znalazłam, normalnie katharsis, przeczytaj, to Cię uszczęśliwi!"

Ale do poezji można nie mieć smykałki, tak jak ja nie mam smykałki do handlu. No bywa. Nikt mnie nie pytał, czy wolę być znawcą poezji czy doskonałym sprzedawcą samochodów.

Leczo też nie ma na celu wciskać nikomu poezji na siłę albo pokazywać "Wow, popatrz, poezja może być zjadliwa, poezja to nie tylko jakiś tam Słowacki, co wielkim poetą był, albo pitolenie o przyrodzie przez dziesięć stron...!"

Bowiem dla mnie Słowacki był wielki i nadal nie wiem, czy wolę go, czy Mickiewicza. A pitolenie o przyrodzie ma swój urok i Tetmajer z jego opisami gór jest wysoko na liście moich ukochanych poetów (kojarzycie "Melodię mgieł nocnych"? Nawet moja klasa humanów nie widziała w  tym wierszu innego sensu niż opis przyrody).

Z poezją jest trochę jak z religią- ewangelizowanie na siłę raczej na nikim się nie sprawdza. Za logiczniejsze uważam dawanie przykładu swoim własnym życiem, pokazywanie jak w wierze naprawdę się żyje, tłumaczenie z czym to się je i naprostowywanie stereotypów. Wolę zastawiać pułapki poetyckie- podrzucić gdzieś wiersz, zacytować poetę, cicho delikwenta przeciągać na swoją stronę- chyba że się nie da. Wtedy szukam sobie kolejną ofiarę...

Kolejny stereotyp- wyobrażenie człowieka, który czyta poezję.
Szczególnie często spotykałam się z tym w gimnazjum, gdy ludzie jeszcze głupsi byli, chociaż niestety niektórzy nigdy z tego nie wyrastają.

Otóż pewna grupa człowieków uparła się, że oni się do poezji nie nadają.
I nie, nie spróbują jej czytać. Nie poszperają po gatunkach i odmianach (w końcu jak ktoś nie kuma Norwida to może Mickiewicza połapie, a jak nie trawi Herberta to zawsze jest jeszcze Gałczyński- próbować trzeba). Nie, bo oni są "prości ludzie" i oni takiej "mądrej mowy" nie rozumieją. I ty to taka "intelygentna" jesteś, to ty rozumiesz, ale ja nie.
Serio, słyszałam takie teksty w gimnazjum. Ja, szczeniak i głuptak skończony.

Bo wiadomo, kto czyta poezję.
Po pierwsze- poważni starsi panowie siedzący przy ciężkich, dębowych biurkach. Panowie profesorowie, co się nigdy nie śmieją i zjedli wszystkie rozumy. Zestaw obowiązkowy- lampka na biurku, broda i okulary.
Po drugie- romantyczne panienki, które czytają łzawą poezję o miłości i piszą własne nieśmiałe wierszyki o tym, jakie to są słabe i szukają księcia z bajki. Zestaw obowiązkowy- sukienka w kwiaty, poduszki w kwiaty, wielkie okno i widok na zamglony las.

Inni ludzie, jak wiadomo, poezji czytać nie mogą, bo dostaną raka mózgu z powodu przemęczenia szarych komórek.

I właśnie dlatego piszę leczo- żeby trochę poskakać po ulubionych wierszach i autorach, może takich mniej znanych, może znanych bardzo, pokazać co mi się w nich podoba i co mnie zachwyca. Zgadzać się ze mną nikt nie musi, ani tym bardziej przyklaskiwać każdej mojej opinii i starać się widzieć to, co widzę ja. Niestety, niektórych z nas szkoła nauczyła, że rozumieć muszą wszyscy tak samo, i interpretować muszą wszyscy tak samo.
Ktoś mi mówił- na studiach będzie fajniej, bo będziesz mógł mieć własne zdanie. Pytam się zdziwiona- to wcześniej nie mogłam?
Moja cudowna polonistka zawsze dawała nam wolną rękę i możliwość udowodnienia własnej teorii, i naprawdę było to piękne, chociaż wielu osobom nawet nie chciało się z takiej możliwości skorzystać (fajniej się narzeka, że szkoła zabrania własnego zdania, niż posiada własne zdanie). Także posiadanie własnego mózgu uważam wręcz za cnotę, tudzież postawę bardzo obywatelską.

A Wy jak, w ogóle nigdy nie trawiliście poezji, czy może macie swoich ulubionych poetów i epoki?

pozdrawiam
Hipis

PS. Zachęcam do lajkowania strony na fb- patrz na prawo. To interes dopiero rozwijający się, więc każde zainteresowanie z Twojej strony się liczy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz