17 czerwca 2017

Czy warto studiować filologię polską?




Mam nadzieję, że załapałam się z tym postem na czas, gdy maturzyści jeszcze wybierają kierunki przyszłych studiów. Jeżeli nie – niech przyszłe pokolenia sobie poczytają, co też zauważyłam po roku studiowania polonistyki. Tak, już cały rok, właśnie męczę sesję i 150 sentencji po łacinie, jak i 20 słowników z miejscami i datami wydania, jeeej.

Ale poza słownikami, co może nam dać filologia, co odebrać, co w nas zniszczyć i kiedy lepiej w ogóle się na nią nie wybierać?
 


Co daje filologia?



Sprawdzone info – filologia daje wiecznie zaczerwienione oczy i, w bardziej ekstremalnej formie, zapalenie spojówek. Gdy byłam młodsza miałam oczy jak naćpany królik tylko po nieprzespanej nocy, teraz powoli to połączenie niebieskiego z czerwonym zaczyna mi się podobać.
Nie dla nas są otwarte łąki, zdrowa, fizyczna praca i porady babci, żeby nie psuć sobie wzroku na książkach! O pięknie wsi to sobie poczytasz najwyżej przy poezji ziemiańskiej, dzięki czemu do cna obrzydnie ci wszystko, co zawiera hasło „pole”, „rola” i „sarmata”. O fascynującym życiu miasta możesz znaleźć sporo w literaturze współczesnej, a o byciu potrzebną i praktyczną jednostką społeczną poczytasz u pozytywistów. O tym, że istnieje coś takiego jak „mężczyźni, którzy nie są wykładowcami” poczytasz w zasadzie wszędzie (ale o tym będzie dalej). 
Co robi polonista na zajęciach? Czyta. Co robi dla hobby? Czyta. Jak marnuje czas na bzdury? Czytając w internecie. Cóóóóż.
Polonistyka daje też bardzo chętnie brak ogólnej kondycji fizycznej (nie wiem jak Wy, ale ja kiedy czytam przeważnie leżę, a nie pływam) i fajnie wyrobione mięśnie rąk (biblioteka najlepszą siłownią! spróbuj przynieść do domu dwie antologie poezji oświeceniowej z grubą okładką, 600 stron każda, format największy z możliwych!)
Filologia polska nie daje szacunku w oczach rodziny i znajomych, daje za to możliwość bycia buntownikiem wyklętym przez społeczeństwo albo indywidualistą chodzącym własnymi ścieżkami. Pozwala też stać się człowiekiem maksymalnie opanowanym i nie reagować wściekłością na teksty typu „Czy różni się polonista od balkonu” albo „A po tej polonistyce to będziesz nauczycielem, tak?” Zmusza również do błyskawicznego improwizowania, gdy babcia podczas obiadku próbuje wypytać Cię, co więc będziesz robić po studiach, a nie chce Ci się tłumaczyć co znaczy hasło „będę edytorem, copywriterem, freelancerem…” 
Kierunek ten nieszczególnie daje pełne wykształcenie. Po roku nadal nie wiem, czy ja w ogóle coś wiem, no może wiem tyle, że renesans i barok tak naprawdę nie są sprzeczne, tylko dobrze się uzupełniają i tworzą część pewnej „nadepoki”. Wiedza ta daje mi tyle, że mogę szpanować przed ścisłowcami. Umiem zacytować kilka tekstów, wtrącić coś po łacinie, odczytać coś tam z XVI-wiecznej księgi. Ale stanowczo, polonistyka raczej wskazuje drogę, niż prowadzi za rączkę. I jest to całkiem racjonalne. Dlaczego?


Dla kogo filologia?



Dlatego, że filologia polska to kierunek absolutnie dla wielbicieli. Nie rób tego błędu i nie idź na nią „bo łatwo się dostać”. Po pierwsze, umrzesz z nudów w połowie staropolki, po drugie, większość ludzi z roku będzie Cię nienawidzić (troszkę hiperbolizuję, ale fakt faktem, nie lubi się ludzi, którzy psują opinię o i tak bardzo niedocenianym kierunku). Moim skromnym, hipisowskim zdaniem, filologia jest dla ludzi wytrzymałych psychicznie i chcących żyć pasją. Nie marnujemy sobie życia nad książkami dla pieniędzy, których pewnie nie będziemy mieć, ani dla szacunku społecznego, którego nie mamy. To, czym się zajmujemy, dla większości społeczeństwa jest bezsensowne, absurdalne i nic nie wnoszące. No bo co takiemu Kowalskiemu da fakt, że zostaniesz najlepszym znawcą Elżbiety Drużbackiej na świecie? Skoro biednej Elżbiety nie ma nawet w podręczniku do liceum? Zdaniem Kowalskiego powinna ona zaginąć w mrokach dziejów, skoro tylko na to zasługuje, a poświęcanie całego życia badaniu jej twórczości jest odrobinę debilne. Trzeba o tym wiedzieć i o tym pamiętać, wyrobić sobie własny pogląd na świat i nie poddawać się presji. 
Sama zauważam, że przez całe liceum niejako przygotowywałam się do tej filologii. Znajomi ścisłowcy mówią mi, że głupio się czują na studiach, bo ktoś ich utrzymuje, a oni jeszcze nic nie dają światu swoją pracą. Ja dawno przestałam myśleć w takich kategoriach. Moja praca nigdy nic nie da światu (praca w rozumieniu stricte naukowym), ma za to coś dać mi i tej grupce osób, które Drużbacka interesuje. Polonistyka jest bardzo słodko-gorzka. Z jednej strony pasja i miłość, z drugiej strony złowieszcze cytaty z „Dnia świra”.
Jeżeli masz silną potrzebę bycia przydatnym, idź na nauczycielstwo, edytorstwo, do biblioteki albo archiwum. Co nie zmieni faktu, że przez całe studia będziesz uczyć się mnóstwa nieprzydatnych rzeczy.
Aha, i wracając do wątku z początku – tak, na polonistyce jest strasznie mało facetów. Mam wrażenie, że im wyżej, tym więcej, ale to dlatego że im wyżej, tym mniej ludzi w ogóle. Na pierwszym roku mieliśmy chyba 10 panów na 150/180 osób. Czasami to zwyczajnie frustrujące, takie życie w babińcu, ale chociaż zawsze masz około 100 wyspecjalizowanych doradców gdy powiesz w bufecie, że chcesz kupić nową sukienkę.
Gdzie filologia?


No właśnie, gdzie iść? W zasadzie to gdziekolwiek, każdy ma inne podejście do poziomu nauczania w rankingach a realnego. Oczywiście, są różnice między UJ a jakąś prywatną szkołą w Psiej Wólce. 
Na pewno zaangażowanie studentów. Jeżeli uniwerek przyjmuje wszystkich, na pewno będzie sporo osób nieszczególnie bystrych i zainteresowanych sprawą, dzięki którym co trudniejsze ćwiczenia zmienią się w „powtórzę to samo tysięczny raz, to może pan X wreszcie to pojmie, a reszta grupy niech sobie pośpi”. No i zawsze ktoś będzie siać ferment „A ta od literatury to taka menda, ile ona wymaga, czytać jedną książkę tygodniowo?! Skandal!” a ktoś inny marudzić, że debile poziom zaniżają i są nieprzygotowani. Zawsze lepiej jest też mieć niedużo osób w grupie, żeby nawiązać lepsze kontakty. Nie wiem jak innym, ale mi trudno złapać kontakt z kimś, kto twierdzi że nie lubi czytać książek… Jeżeli wybierzesz uniwerek dopasowany poziomem do Ciebie, trafisz też na podobnych ludzi, którzy mają podobne podejście do nauki i zwyczajnie lepiej się dogadacie. (I nikt nie będzie Ci nawijać, że jesteś snobem bo nie mylisz „przynajmniej” z „bynajmniej”.)
Po drugie – środowisko. Polonista musi mieć kilka dobrych bibliotek i – szczególnie jeżeli chce pracować w kulturze – dostęp do tejże. Innej niż koncerty w gminnym domu kultury. W większych miastach, na bardziej prestiżowych uniwersytetach wydawane są czasopisma naukowe, studenckie, organizowane są duże eventy, spotkania autorskie, festiwale literackie, slamy poetyckie itd., a wszędzie tam się dobry polonista wciśnie. Poza tym w większych ośrodkach są lepsze stawki za korki i więcej potencjalnych miejsc pracy w typie szkoła, wydawnictwo, księgarnia, kawiarnia literacka. 
Po trzecie, lepsze uniwerki muszą dbać o prestiż, a więc przysłowiowo stawać na głowie i pilnować swoją kadrę profesorską oraz ogólny poziom naukowy. UAM tak się stara że nawet u nas na wydziale bufet zreformował. Z jednej strony to fajnie, bo byle kto tu nie wykłada, z drugiej strony wiem, jak to było w dobrych liceach – stosowano duży nacisk na ucznia, byleby tylko jego słaba matura nie zepsuła ogólnych statystyk, i bywało niemiło. Cóż, na razie utarczek z uniwerkiem nie miałam, więc tylko gdybam (ja bardzo pokojowy człowiek jestem.)
Z drugiej strony, taka Jagiellonka to jednak wielka wylęgarnia snobizmu, jeżeli Ci to przeszkadza – nie rób sobie tego i nie słuchaj mnie, ja akurat snobizm lubię. 
Mój Poznań polecam, aczkolwiek UJ jednak nadal jest najlepszą polonistyką w kraju i zapewne zawsze będzie. UW jest drugi, ale nic o nim nie wiem (nie mam wtyk niestety). Edytorstwo jest jeszcze na UAM i chyba są spoko, mam sporo książek z ich wydawnictwa. Uniwersytet Warmińsko-Mazurski za to ma u nas status wręcz przysłowiowego dna i szuwarów, ale tam też wtyk nie mam, więc nie powiem (za to jest on Alma Mater pani doktor, której książkę o poezji cyfrowej właśnie czytam, to im na plus).

Poboczne filologii, czyli co jeśli nie ona?



Jeżeli nie filologia polska, ale jednak pisać lubisz i język polski też nawet spoko ogarniasz, to możliwości jest kilka.
Możesz iść na jakąś speckę związaną z filologią, jak właśnie edytorstwo, archiwistyka, bibliotekoznawstwo, może pedagogika. Może być to animacja kultury lub coś w tym typie, z kulturą związanego. Może być dziennikarstwo. Może być filologia słowiańska - jeżeli planujesz karierę międzynarodową to z filologią polską raczej nie ma co podskakiwać, trzeba znać co najmniej kilka języków słowiańskich, najlepiej rosyjski. Można iść bardziej w stronę translatoryki. Albo historycznie, na historię sztuki. Jest jeszcze humanistyka drugiej generacji, związana z internetem, mediami, książkami. No i na pewno pojawiło się od „moich czasów” kilka nowych kierunków związanych jakoś z polonistyką, bo rosną jak grzyby po deszczu.


***

Wybiera się ktoś z Was na polonistykę? Albo takową skończył i ma coś do dodania albo odjęcia (tych jest chyba więcej…)? Absolutnie zapraszam do dyskusji oraz do puszczania wpisu dalej, może przyda się znajomym, rodzeństwu, dzieciom czy innym krewnym i znajomym królika. 



pozdrawiam z otchłani rozpaczy nad łaciną

Przypominam, że mam  facebooka

i bardzo zachęcam do polajkowania, cobyście byli na bieżąco! Czasami wrzucam też coś dodatkowo, muzykę, informacje o spektaklach… Same profity :D



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz