8 marca 2017

Studia polonistyczne na UAM - opinie i wrażenia



Dzisiaj będzie strasznie konkretnie, przynajmniej jak na mnie.
Mamy tu jakiś maturzystów? Albo przyszłych maturzystów, którzy są na tyle rozsądni, żeby już myśleć o studiach? Jeżeli mamy, to jest to tekst dla Was, bo zapewne już zapisujecie sobie w kalendarzu kolejne Targi Edukacyjne i Dni Otwarte różnych uniwerków i wydziałów, na które chcecie iść. I zapewne macie niezły mętlik w głowie.
Co najzabawniejsze, zapewne wielu, jak nie większość z Was, pójdzie na zły kierunek, podejmie same złe decyzje, nie dostanie się na wymarzone studia albo wyleci z uczelni po pierwszym semestrze. Pocieszę Was – absolutnie nic na to teraz nie poradzicie. Bardzo wielu ludzi zmienia studia, nie będziecie wyjątkami, więc nie ma co traktować tego jak wyboru miejsca na cmentarzu (co jak co, ale miejsce na cmentarzu ma się jedno i już na zawsze, przynajmniej póki płacisz).
Jeżeli już musicie się przejmować, to mogę Wam podać moje banalne zasady – mierzcie najwyżej, jak się da, wybierzcie się na duże Targi Edukacyjne, na przykład do Poznania, i najpierw pozwiedzajcie miasto, w którym chcielibyście się uczyć, bo od miasta też dużo zależy.
No i koniecznie popytajcie tak zwanych starszych kolegów. Na przykład mnie.
Syndrom „zdała pierwszy semestr i się mądrzy".

O mieście

Poznań, Poznań, piękne, praktyczne i trochę przytłaczające miasto. Dla mnie rozmiarowo jest idealnie. Z moich szacunków wynika, że żeby przejechać je z jednego końca na drugi, trzeba poświęcić tyle czasu co jadąc z Bydzi do Torunia, więc idealnie. Oś Starego Miasta jest dość logiczna, zgubić się trudno, centrum jest dość ścisłe. Wielki Park Cytadela dodaje uroku i jesienią jest niezwykle piękny. Fajne muzea, kilka obrazów Malczewskiego, kilka przeepickich pubów i kawiarni, w których chciałoby się zamieszkać. Trochę poezji, muzyki, kilka poważnych i hipsterskich teatrów, CK Zamek, które łączy dużo imprez w jednym budynku. Miasto proste w obsłudze. Dla niektórych może być nieco za duże. Okropne korki, posiadanie samochodu niewskazane, poziom smogu niefajny, ale na własne oczy widziałam smog raz, więc Kraków to nie jest. Z dzielnic potencjalnie niebezpiecznych – Wilda, aczkolwiek chodzę tam i jeszcze nikt mnie nie złupił. Jeżyce już nie, potwierdzam, teraz to hipsteroza straszna. Dzielnice urocze – Jeżyce i Śródka. Dzielnice brzydkie – wszystkie osiedla, które nie maja nazw ulic, tylko jedną wspólną nazwę – osiedle Lecha, osiedle Przyjaźni itp. Są przeważnie paskudnymi blokowiskami bez charakteru, ale co kto lubi. Ceny pokojów i miejsc w pokojach zaczynają się od 400-500 zł za dwuosobowy i 600 zł za jednoosobowy (bez rachunków). Najtańsze są kamienice, ale często są też nieco zrujnowane, obskurne, z lejącym się i śmierdzącym kiblem, drzwiami bez klamki, odpadającymi szafkami i innymi radościami życia. Żeby nie zapominać o sąsiadach-menelach. Bloki trochę droższe, ale za 600 zł już można dorwać ładną jedynkę a la IKEA. Miejsce zamieszkania zależy od miejsca studiowania – niektóre wydziały UAM są na Morasku (czyli na zadupiu) i trzeba mieszkać w blokach, inne są w centrum i zostają Ci głównie kamienice do wyboru. Uniwersytet Przyrodniczy przeważnie jest w centrum, z tego co widziałam. Komunikacja miejska do ogarnięcia, ale jeżdżenie na biletach  się nie sprawdza, karta PEKA lepsza.

Poziom ogólny kierunku

Jestem na filologii polskiej, więc o innych wydziałach Wam nie powiem. Od czego w ogóle zależy poziom? Teoretycznie od wyników, od sukcesów naukowych absolwentów, od kadry. Ale jeżeli jesteś zdolny, zostaniesz świetnym naukowcem i po polonistyce na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim (wybaczcie, ale jakoś z UWM najczęściej się śmiejemy). Moim zdaniem bardziej liczą się ludzie, studenci, którzy daną uczelnię wybierają. Jeżeli uczelnia ma renomę, idą na nią najzdolniejsi, najbardziej zaangażowani. Ludzie, z którymi można rywalizować, którzy będą podnosić poziom grupy, a nie zaniżać. Dzięki którym sam lepiej się rozwiniesz. Że nie wspomnę o różnych oddolnych inicjatywach, chodzeniu do teatru i pożyczaniu sobie książek. Może dla niektórych to zbędne, ale ja od gimnazjum staram się przebywać w towarzystwie ludzi inteligentnych, a praca z ludźmi w wakacje tylko upewniła mnie, że to dobra idea.
Jeżeli będziemy patrzyć takimi kategoriami, to w kwestii filologii polskiej liczą się tylko UAM, UJ i UW. I zapewniam Was, że jeżeli nie jesteście intelektualnie na poziomie ziemniaka, to spokojnie dostaniecie się na UAM. W tym roku akademickim próg wynosił chyba 30 punktów na 100. Serio. Żeby mieć te trzydzieści punktów to na matury trzeba dosłownie tylko przyjść, no może jeszcze umieć pisać, czytać i oddychać. Moim zdaniem to źle, że uniwerek tak zaniża, ale cóż.

Trudności (i radości) dalsze

Na polonistyce nie jest ciężko. Jest mało godzin. Plan układasz sobie w całości samemu, nie jesteś przydzielony do żadnej grupy, tylko kilka przedmiotów jest obowiązkowych. Wykłady wybierasz sobie sam. To jest straszne utrudnienie. Chyba jedyna wielka wada tego kierunku. Bardzo trudno zarejestrować się tak, żeby nie mieć dzikich okienek albo nie trafić na samych kiepskich wykładowców. Na każdych zajęciach masz w grupie innych ludzi, co nie sprzyja bliższym relacjom. Jeżeli nie jesteś zbyt towarzyski nie będziesz miał nawet od kogo wyciągać notatek.
Specjalności zaczynają się od drugiego semestru. Jest ich sporo, ale niektóre nie są otwierane z braku chętnych. Liczą się: nauczycielska, logopedyczna (lub obie naraz), dziennikarska, wydawnicza i artystyczno-literacka. Nie są wymagające, ja mam na wydawniczej tylko trzy przedmioty. Jeżeli nie jesteś na połączeniu nauczycielskiej z logopedyczną (bardzo wymagająca), to spokojnie pociągniesz drugi kierunek. Oczywiście jeżeli umiesz szybko biegać, bo z mojego wydziału blisko jest tylko na prawo. Na neofilologię trzeba już sprintem, na historię chyba najlepiej paralotnią, bo jest na końcu świata (Morasko). Pedagogika – nawet nie wiem, ale też daleko. Specjalizacje można łączyć, jak się wyłoży hajs, niestety całkiem sporo hajsu.
W zasadzie Twój program edukacyjny zależy od tego, na jakie wykłady pójdziesz, i na jakich prowadzących trafisz. Naprawdę, nie ignoruj tego, pytaj się starszych, dowiaduj, szukaj wiadomości. Jeden strasznie wymagający ziomek od ćwiczeń może Ci udupić cały rok. A niektóre wykłady są na obecność, starszacy na pewno będą wiedzieć, które. A to zawsze piątka za oddychanie i czytanie lektur na historię literatury, więc wiesz.
Czego się właściwie uczę? Historii literatury (na razie staropolskiej i oświecenia), poetyki (z grubsza to bardziej skomplikowana nauka o metaforach), łaciny, filozofii, nauki o współczesnym języku polskim, czyli hardkorowej wersji nauki o słowach (fonetyki, słowotwórstwa, fonologii, to co w gimbazie pomnożone razy tysiąc), nauki o tworzeniu słowników, czytania, pisania i mówienia (tak, wszyscy się z tego nabijają – czytanie to u mnie interpretacja tekstów, pisanie to poprawianie ortografii w pismach urzędowych, a mówienie to ogólnie sztuka przemawiania publicznie i prowadzenia debat) i… dziwnej wersji informatyki, nie mam pojęcia z jakiej paki. Dodatkowo można mieć historię, historię kultury, naukę o teatrze, o kinie itd. 
Poza tą jedną, wielką wadą, oraz dużym rozrzuceniem wydziałów, nie narzekam na mój uniwerek. Wykładowcy są przeważnie sympatyczni i konkretni. Biblioteka przeurocza i połączona z budynkiem, więc nawet nie trzeba wychodzić na mróz. Jedzenie w bufecie sobie chwalę, chyba że nie lubicie bardzo słonych zup, ale kalafiorową to z czystym sumieniem polecam. Da się jeść wegetariańsko, wegańsko raczej trudniej. Kawę dają tanią i pijalną. Panie w szatni słuchają fajnej, polskiej muzyki, nie żadne tam disco polo, i jest gdzie powiesić kapelusz. Winda czasami spada, zatrzymuje się w połowie pięter albo wyczynia inne cuda, ale to już nikogo nie dziwi. Straszny jest za to fakt, że wymawia numery pięter hiperpoprawnie („pierwsze piĘtro”), co mnie irytuje niemożebnie.
Absolutnie największy, najwspanialszy plus mojej filologii, to – UWAGA – sesja zimowa ciągła! To znaczy, że egzaminy z sesji zimowej możesz zdawać przez cały semestr letni, dzięki czemu zmniejsza się prawdopodobieństwo warunku i życie staje się piękne i mało stresujące, a kakałko smakuje jeszcze lepiej niż zwykle.
A w Bibliotece Uniwersyteckiej jest śliczna, tradycyjna czytelnia. Natomiast naprzeciwko jej ktoś mądrze umieścił tanią jadłodajnię z makaronem. Jeżeli potrzebujesz poprzebywać w atmosferze młodej poznańskiej inteligencji, to polecam tani makaron naprzeciwko biblioteki albo tanie jedzenie na wagę koło Collegium Maius.
A jeżeli naprawdę kusi Cię akurat filologia polska na UAM, to bez strachu pisz do mnie na maila.
Naprawdę, z uniwersytetem związane jest mnóstwo drobnych i wielkich spraw – i tak będziesz musiał je ogarnąć, im szybciej, tym lepiej.
A dzisiaj Dzień Kobiet – wróciłam z łażenia po mieście i jem mango w syropie, słuchając sobie Pidżamy Porno, co ogólnie wszystkim bardzo polecam. Gdzieś za moimi plecami Poznań włóczy się od kawiarni do pubu, od pubu do klubu, od klubu do burdelu, chichocze i śpiewa pijacko, rozbijając butelki po wódce na podwórku mojego bloku. Gdzieś za moimi plecami moje książki leżą rozłożone na łóżku koło ukulele i poduszek. Lubię tę świadomość miasta.

Przypominam, że mam  facebooka 

i bardzo zachęcam do polajkowania, cobyście byli na bieżąco! Czasami wrzucam też coś dodatkowo, muzykę, informacje o spektaklach… Same profity :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz