No
nieee, nie da się szkoły podsumować od tak. To było trzynaście lat życia!
Koszmar senny, nieistniejąca zjawa, najlepsze lata życia, zmarnowane
dzieciństwo, szansa na lepszą przyszłość? Możliwe że wszystko naraz, bo w ciągu
13 lat zmienić się mogło wszystko i zapewne wrednie skorzystało z okazji.
Czy
jest w ogóle coś łączące malutką Hipis, idącą z tatą pierwszy raz do zerówki,
blondyneczkę w zbyt poważnej koszulce, starszą Hipis tańczącą na balu na
zakończenie gimnazjum w brzydkiej, czarnej sukience i starą, cyniczną Hipis,
która przyjechała z ojcem na zakończenie szkoły, niedbale ubrawszy się w
granatową muszkę w grochy i obcasy?
No
tak. Postać mojego taty, który mało się zmienił przez ten czas, muszę przyznać
:D Ale taka była umowa- on nigdy nie interesował się moim życiem szkolnym, ale
miał mnie do szkoły przyprowadzić i odprowadzić.
I
tyle wspólnego.
I koniec, już od dwóch miesięcy blisko koniec mojej edukacji.
Już od miesiąca, dwóch tygodni i czterech dni nie byłam w tym starym liceum
(ostatni raz na maturze z histy). Słucham tylko plotek przynoszonych przez
znajomego z młodszej klasy, ale kurczę, jestem i będę zawsze uczennicą drugiego
liceum.
Nie
pożegnałam się. Żegna się z umarłymi.
Zrobiłam
tak w gimnazjum- było oficjalne pożegnanie, wszystkich przytuliłam i nawet
miałam trochę wilgotne oczy, bo taka smutna atmosfera... Tym sposobem
pogrzebałam ich wszystkich i zabroniłam dalszego wstępu do mojego życia. Tak, z
perspektywy czasu to było głupie i niedojrzałe, tak nie dawać ludziom drugiej
szansy, ale szanuję wybór tej Hipis w brzydkiej sukience.
W
liceum się nie żegnałam. Ani z uczniami, ani z nauczycielami. Nie mam zamiaru
ich pogrzebać, wręcz już robię plany wpadnięcia na lekcję do mojej polonistki
(jak zacznę studia- by powiedzieć jej, że i tak jest mądrzejsza od moich
profesorów. Bo jest.) i przyjechania na 95-lecie nadania imienia szkole (a
potem na 100-lecie).
Może
dzięki temu nadal nie tęsknię. Dzisiaj spotkałam znajomą z klasy na kursie
prawa jazdy, dlatego zaczęłam o tym myśleć, i naprawdę nie tęsknię. A myślałam,
że będę.
Nie
zależy mi na tych ludziach? Za mało o tym myślałam?
Okazuje
się, że bardziej kochałam mury z czerwonej cegły niż ludzi. Kochałam poczucie
bezpieczeństwa i bycia na swoim miejscu, które dawała ta szkoła, nie przywykłam
do ludzi. Niektórzy mijają mnie na ulicy, gdy stoję w pracy, i nie poznają.
Siedzieliśmy
z Basistą na przystanku w nocy i gadaliśmy o naszej szkole. Gdy się z niej
wyszło, można powiedzieć wszystko. Z kim kto chciał siedzieć i czemu to się nie
udało, czemu ktoś z kimś siedzieć nie chciał, kto kogo nie lubił a kto
obgadywał, kogo się szanowało a kogo mniej, kogo się zapamięta na całe życie, a
kogo się zapomni zanim dojdzie się do Biedronki. Który nauczyciel był naprawdę
kochany i jak nam go naprawdę brakuje (po konsultacji ze ścisłowcami mamy
trzech takich nauczycieli na szkołę). Dlaczego z klasą nie wyszło i dlaczego
siedzimy na tym przystanku koło skrzyżowania tylko we dwoje- dwoje klasowych
buntowników, którzy odeszli i poleźli sobie duchowo do innych klas, w swojej
zostając tylko ciała (nieco znudzone przebiegiem lekcji). Można zastanowić się,
kto odkryje, jaką pamiątkę zostawiliśmy w kronice (hehehe), kto przeczyta
głupie notatki w atlasie historycznym, kto będzie naszymi następcami, jakie się
miało kiedyś zabawne projekty, których się już nie zrealizuje...
To
mnie bolało najbardziej- że już tego nie zrobię. Serio, kończenie szkoły to coś
magicznego. Mówisz sobie „Za miesiąc skończę szkołę” i nie rozumiesz tych słów-
słyszysz tylko brzmienie i cieszysz się z tego jak głupi do sera. Za miesiąc
skończę szkołę! Za tydzień skończę szkołę! Skończyłem szkołę!
Kurna, matura...
Skończyłeś.
I nie zrobisz już tych wszystkich hec i dowcipów, i bardzo poważnych rzeczy.
Zaprzyjaźnię
się z nim w trzeciej klasie- no niestety już nie.
Będę miała świadectwo z
paskiem za rok- no raczej nie.
Podciągnę się z historii- przykro mi, nie ma szans.
Założę szkolny teatr- ojej, jakie smutne spóźnienie.
Przeczytam te nowe
książki, które dostała biblioteka- no chyba w kolejnym wcieleniu.
Narysuję
kutasa na ścianie- to możesz zlecić kiedyś swoim dzieciom, jeżeli pójdą w twe
ślady.
Sorry,
czas się skończył, teraz możesz tylko uciec z lekcji historii, dokończyć
kronikę klasowych przypadków i nieszczęść, zanieść ją wychowawczyni, wzbudzić
podziw klasy młodszej i wyjść.
Piasek
w klepsydrze się przesypał, świeczka wypaliła do końca, karawana dotarła z
Lwowa do Gdańska w tempie dwudziestu kilometrów dziennie, solówka na perkusję
wybrzmiała, telefon dokończył lot z trzeciego piętra, kanapka wylądowała masłem
w dół.
Ta
świadomość mnie wręcz paraliżowała, szczególnie że NIC nie kończyło się tak jak
w książkach. Może my nie jesteśmy książkową młodzieżą, bo jakoś nie mieliśmy
wielkich planów ani wrażenia, że świat leży nam u stóp. Raczej wiedzieliśmy (i
wiemy nadal) że świat nas nie lubi, matura nas nienawidzi, jesteśmy głupi,
biedni i bez perspektyw. Aha, i nie wiemy gdzie iść na studia.
Zakończenie
szkoły nie skończyło się wielką imprezą. W moim wypadku skończyło się
włóczeniem w trójkę po Bydgoszczy i moim szybkim opuszczeniem smutnego
towarzystwa moich kumpli, by lecieć na pociąg. Pamiętam łzy kapiące z czubka
nosa i brak książki do poczytania w pociągu. Smutek, rozpacz i widmo matur. Moi
kumple też nie byli zachwyceni, sądząc po tym, że nie chcieli potem rozmawiać o
zakończeniu. W ogóle.
To
było najgorsze zakończenie szkoły w moim życiu, ale pewnie gdybym dostała
kolejną szansę też bym zepsuła, bo ja nie umiem i nie chcę nikogo żegnać. A
teraz mnie to nawet nie obchodzi.
Bo
mam wakacje, czyli pracuję, robię prawo jazdy, latam po urzędach, dorabiam na
nocnych inwentaryzacjach i próbuję przypominać sobie o swoich znajomych i
przypominać swoim znajomym o sobie. Gdybym tego wszystkiego nie robiła,
leżałabym brzuchem do góry z książką. Ze skrajności w skrajność, z jednego
odmętu w drugi odmęt, z szaleństwa w szaleństwo.
Także
tego... Jakbyście się zastanawiali, jak wygląda życie po skończeniu szkoły, to
już wiecie. Jedni ludzie leżą i nic nie robią, inni harują na dwa etaty, inną
się uczą a jeszcze inni nadal nie pozbierali się po maturalnych mękach.
Zakończenie
szkoły to straszny okres, ponieważ egzaminuje. Sprawdza, kto jest dość
inteligentny, by zdać maturę i nie dać złapać się życiu. Kto jest dość sprytny,
by się dobrze ustawić. Kto jest dość zaradny, by znaleźć fajną pracę. Kto jest dość
pracowity, by w tej robocie wytrwać. Kto jest odpowiedzialny, kto jest energiczny,
a kto jest życiową ciapą i niedojdą. Kto nigdy nie zapomina o przyjaciołach, a kto ich traci.
Jeżeli
jeszcze macie ten okres przed sobą to nie macie się co bać, i tak was to
wszystko nie ominie, obojętnie jacy bylibyście idealni przez całe życie Po
prostu dowaliłoby Wam coś innego.
Pozdrawiam
serdecznie
Hipis
PS. Bacha akurat słucham.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz