8 kwietnia 2017

Wspomnienie o Jacku Kaczmarskim



Piątek wieczór. Niby już wolne, chociaż artykuł zadany na zajęcia na jutro siedzi uporczywie w pamięci razem z zapowiedziami doktora, dotyczącymi tego co nam zrobi, jeżeli tego na jutro nie przeczytamy. Już, już, jestem tylko studentem.


Wkładam moje najlepsze słuchawki, puszczam Kaczmarskiego… Hmmy, ile to już będzie? Szósty chyba rok naszej znajomości. W tym czasie pojawiały się nowe nurty, pasje, pomysły i ludzie. Inna muzyka, inne książki i nowi ludzie kształtowali mnie, dodając nowe elementy i odbierając stare. Traciłam sensy i osobowość, zyskiwałam nocne mary i marzenia. Wyobrażałam sobie siebie na wiele sposobów, wymyślałam swoją przyszłość, miałam miliardy planów. Dzisiaj moja przeszłość podejrzanie szybko przechodzi do historii, ludzie znikają bez słowa, a całą tożsamością staje się formułka „Hipis, z Bydgoszczy, filologia polska, zaraz dwadzieścia lat”. Moje najlepsze, ukochane słuchawki okazały się trwalsze niż niejedna miłość, a dzieje obecne raczej zachęcają mnie do dekadentyzmu niż wielkich nadziei.

Ale z Kaczmarskim to już szósty rok znajomości. To już trzecia książka o nim. To zabawne, że na studiach prawie trafiłam na zajęcia człowieka, który dwie z nich napisał.

Wciąż te same piosenki, te same teksty, czy mi się nie nudzą? Gdzieżby, przecież te sześć lat temu nie wiedziałam nawet, czym była noc długich noży, kim Kochowski, Kadłubek i purytanie. Nie wiedziałam nic o literaturze sowizdrzalskiej i nie dowiedziałabym się aż do studiów, gdyby nie Kaczmarski. Kto wie, czy w ogóle trafiłabym na te studia, gdyby nie ta plątanina piosenek. Plątanina haseł, niezrozumiałych słów i metafor, odniesień do historii uznanej przez system edukacji za nieodpowiednią dla gimnazjalistów. Poruszałam się w tym jak ślepa i ogłupiała, nie potrafiąc jeszcze szukać w internecie ani czerpać wiedzy z książek (tego drugiego dopiero teraz się nauczyłam…). Jedno, trafiają na rzeczy których nie pojmują, zniechęcają się. Inni interesują jeszcze bardziej. Kto wie, czy przez jedno głupie zdanie o trocheju nie zdecydowałam o całej swojej przyszłości. 

Nie, ja nic nie mówię, oczywiście że o przyszłości trzeba decydować rozsądnie, drogie dzieci. Dlatego Wy zostaniecie lekarzami i inżynierami i będziecie utrzymywać bezrobotnych humanistów piszących o rzeczach tak zbędnych jak poezja.

Jakże tu nie być sentymentalnym. Sześć lat to nawet trochę więcej niż ¼ mojego życia.
Jakże tu się nie zachwycać. Za każdym razem widzę i słyszę w tych tekstach coś nowego. Zaczynam rozróżniać wydarzenia historyczne i własne uczucia. Z pierwotnego słuchania metodą zdziwionego dziecka, które trafiło na coś o wiele zbyt dojrzałego, zaczynam słuchać jak współtowarzysz tej gehenny zwanej życiem.

Nie słucham Kaczmarskiego zbyt często. Tylko wtedy, kiedy mam potrzebę. Kiedy moje życie potrzebuje jakiegoś komentarza, a ja sama potwierdzenia, że jestem więcej niż numerem dowodu osobistego i legitymacji studenckiej. Gdy zaczynam wątpić w te studia, w historię i literaturę.

Co zawsze lubiłam w Kaczmarski? Że nie przesadza, nie plącze. Jakoś Baczyński, Norwid czy Leśmian tak mnie nie pociągali w latach dziecinnych. Chciałam jednak rozumieć to, co słuchałam, nawet jeżeli sporo słów było poza moim zasięgiem. Z drugiej strony, teksty typowych piosenek w których największym szaleństwem poetyckim było określenie, że ktoś miał oczy jak niebo, nudziły mnie niepomiernie. Kaczmarski wymagał więcej. Latami, naprawdę latami słuchałam te same utwory i analizowałam w nich – często mimowolnie – każde słowo. I doceniam wszystkie wieloznaczności, metafory, wszystkie sprytnie ukryte nawiązania i sensy (teraz czasami sobie myślę, że z Kaczmarskiego bardzo wychodziła filologia polska…).

Wracałam nocą z wykładu, który przeciągnął się do 21, a po głowie dziko galopowali mi Lisowczycy, starożytni Sarmaci walczyli z Aleksandrem Macedońskim czy też pobożni franciszkanie pisali do papieża list, odcinając się od szalonej twórczości Wojciecha Dembołęckiego. Od razu przypomniałam sobie o Kaczmarskim, który dał porządne podwaliny pod moją wiedzę historyczną, szczególnie jeżeli chodzi o ten nieszczęsny sarmatyzm, z którego ostatnio nawet udało mi się zdać kolokwium. Słuchawki na głowę, kilka utworów, które ostatnio katuję, doskonale znany mi od lat głos. Kiedy pierwszy raz go usłyszałam? Gdy miałam dosłownie kilka lat, chyba sześć albo siedem… Chociaż teraz nie wiem, czy to prawdziwe wspomnienie, czy powstałe później, a moja mama nie pamięta tego momentu, gdy słuchałam w telewizji „Obławy”, a ona opowiadała mi o Panu, który to śpiewa, ale śpiewać już nie może, bo jest chory. Jakie teraz mam do niego podejście? Nigdy nie uważałam Kaczmarskiego za wzór do naśladowania, jeżeli chodzi o życie… Raczej skromnie twierdzę, że ja radzę sobie na razie lepiej, meh. Wyszłam z etapu, gdy chciałam wiedzieć o nim wszystko, zaczytywałam się w biografiach i organizowałam krucjatę przeciwko ludziom, którzy twierdzili że to „ten od murów”.

Dzisiaj bardzo się z Kaczmarskim spoufalam. Hej, znamy się tyle lat. Nawet studiujemy ten sam kierunek. Nie zliczę, ile razy chodziliśmy nocą po rożnych miastach, oglądając ten zaskakujący, absurdalny świat, i te wszystkie zadziwiające i przerażające istoty, które nas otaczają. Ludzi żywych i martwych, legendy i podania, teksty biblijne i fakty historyczne, poetów, kronikarzy i możnych. Aczkolwiek nie mam pojęcia, czy realnie byśmy się dogadali. Mało mnie to interesuje, dawno już przerobiłam Kaczmarskiego na swoją modłę. Na część swojej tożsamości.

Jak zauważyliście, nie zachęcam Was do poznania i polubienia jego twórczości. Tym razem nie piszę tego, by pokazać Wam jakiegoś poetę. Po prostu za kilka dni, w poniedziałek, będzie trzynasta rocznica Jego śmierci. W poprzednie rocznice nie pisałam, ale teraz mam wyrzuty sumienia. Myślałam, że jak będę dorosła, pojadę na Jego grób do Warszawy, ale teraz mam taką możliwość i jej nie wykorzystam. Wiecie przecież, co dzieje się w stolicy 10 kwietnia… Nie chcę się w to pakować. Marsze i kłótnie nie służą zadumie nad ulubioną poezją.


Ale kiedyś pojadę. Trochę sentymentalna jednak jestem. 

PS. Nazwa bloga też jest z Kaczmarskiego. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz