17 kwietnia 2015

O humanistach.






Po co światu humaniści.
To nie jest pytanie, tylko temat wykładu, na którym byłam w grudniu.
Wrócił teraz do mnie, kiedy usiadłam do czytania-po raz trzeci- Pana Tadeusza i cicho deklamując sobie inwokację przygotowywałam sobie kolorowe karteczki do zaznaczania stron, ołówek do podkreślania, notowania, i rysowania karykatur na marginesach oraz wstążkę do przewiązania rozsypującej się książki (i przywiązania do niej ołówka).
Co dało mi pójście na profil humanistyczny? Czy naprawdę jedynym wyjście dla ludzi po humanie jest praca w bibliotece albo McDonaldzie? Czy jesteśmy z naszym wykształceniem aż tak niepotrzebni światu? Jaki sens ma moja nauka i moja pasja? Czy różnię się czymś od ludzi z innych profilów?
Gdybym to ja wiedziała...
Mimo wszystko, spróbuję jakoś przeanalizować sprawę i wyciągnąć wnioski.
Tak, to jest pierwsza rzecz, której nauczyła mnie humana:
#1 wszystko da się przeanalizować, zinterpretować i wyciągnąć wnioski. Nigdy nie mów, że czegoś nie rozumiesz, bo wszystko da się zrozumieć. Nawet Bogurodzicę i poemat dygresyjny (zapewne na pewnym poziomie też kolację, własne spodnie, zachowanie swojego psa i życie mrówek. Chyba tylko ludzka głupota jest poza zasięgiem).
Od razu wpada mi do głowy
 #2 cokolwiek robisz, rób to z tezą (hipotezą), argumentami i zakończeniem.
Całkiem przydatne w życiu prawdy, ale tego samego nauczę się na biol-chemie.
Los, czy raczej mój charakter, sprawił że przebywam głównie w towarzystwie ścisłowców. Prowadząc ciągle ich obserwację stwierdzam, że:
-mają oni mnóstwo nauki i sprawdzianów, oraz w odróżnieniu ode mnie muszą uczyć się na każdą kartkówkę,
-w większości uważają humanistów za jednostki niższe albo za ludzi, którzy nie mają do niczego zdolności i nie wiedzą, co zrobić ze swoim życiem,
-nudzą się niemiłosiernie na polskim,
-często lubią czytać, mają dużą wiedzę w tej dziedzinie i potrafią tak samo dobrze przeanalizować dany problem powołując się na lektury, tylko że robią to w sposób mniej techniczny, niż ja,
-jednak jeżeli chodzi o książki, niespecjalnie starają się poszerzać swoje horyzonty i czytają to, co lubią,
-czasami uważają humanistów za istoty obdarzone dziwnymi umiejętnościami (np. nie zasypianiem na polskim i historii) i twierdzą, że sami by tak nie potrafili-ale to wyjątki.
Konkluzja ogólna- w oczach ścisłowców raczej rzadko dostrzegamy szacunek do naszego profilu. Raczej bardzo rzadko. Szczególnie u tych, którzy sami czytają i maja szerokie horyzonty. Tak samo jak rzadko uznają nas za przydatnych społeczeństwu.
(Mała uwaga- do badań wykorzystałam znajomych ze szkoły, czyli ścisłowców o wysokim poziomie inteligencji jak i kultury osobistej, więc badania mogą nie odnosić się do psychiki ścisłowców na niższym poziomie).

A my sami o sobie?
Na owych wykładach kobieta prowadząca je uzasadniała nasz byt potrzebą równowagi we wszechświecie. „Niech każdy zajmuje się tym, co kocha”.
Albo wyobraźcie sobie świat w przyszłości, świat jak z książek SF- technologia na niewyobrażalnie wysokim poziomie, wszystko skomputeryzowane, roboty, które wykonują większość pracy za ludzi, którzy w tym czasie dążą do kolejnych, jeszcze genialniejszych odkryć i wynalazków. W tym świecie humaniści ukazują się nam jako istoty walczące o istnienie Człowieka wśród technologii. Przypominają o jego podstawowych, naturalnych prawach, nie pozwalają, aby z rasy mającej rozum i uczucia, zmienili się w idealne roboty. Może upraszczam, ale w gruncie rzeczy chodzi mi o obronę w nas pierwiastka ludzkiego. Tylko że do tego nie trzeba wiedzieć, co to  eksklamacja. I znów widzimy tu bezsensowność mojej nauki.
Moja klasa. Nie znalazłam z nimi wspólnego języka. Są fajnymi, dobrymi ludźmi, od nikogo z nich nie doświadczyłam niczego złego. Ale mnie po prostu  n u d z ą.
Na lekcjach języka  polskiego aktywnych jest kilka osób- w tym oczywiście ja. Moja polonistka, osoba o naprawdę interesującym charakterze, (pozwólcie, że będę nazywać ja Wampirzycą,  bo ostatnio tak mi się skojarzyło...) bardzo lubi prowadzić lekcje na zasadzie dyskusji. Przedyskutowujemy każdy tekst, każdy wiersz, każde twierdzenie- w czasie tych dyskusji Wampirzyca podaje nam  nowe słowa i pojęcia, których od razu mamy używać, aby zapamiętać. Bardzo rzadko zdarzają się lekcje dotyczące gramatyki, stylistyki itp.  Dla mnie to idealna metoda prowadzenia lekcji, bo podchodzę do nich jak do  w a l k i. Mam swoje opinie i swoje teorie, mogę je wygłosić i bronić ich, i nie liczy się siła mojego charakteru ani siła fizyczna, tylko moc moich argumentów. Przy okazji nauczyć się musiałam słuchać innych, godzić się z tym, że inni mają swoje zdanie, też poprawne, albo że mają po prostu rację.
#3 Na niektóre tematy może istnieć wiele poprawnych opinii i nie wolno nikogo krytykować tylko dlatego, że myśli inaczej.
Staram się- wbrew obiegowej opinii- nie lać wody, bo po prostu tego nie lubię. Czasami przydługie mówienie o czymś jest konieczne, choćby po to, żeby coś podkreślić, żeby lepiej dotarło, i najbardziej prymitywnie- żeby uciekał ci nadmiar czasu na maturze ustnej. Lanie wody jest dopuszczalne. Ale powtarzanie twierdzenia przedmówcy, tylko zmieniając składnię, to już poważny błąd (i głupi. I wkurza inne humany)
#4 Mówi się za siebie, a nie powtarza po innych. Jeżeli masz być tylko echem, lepiej nie mów już nic.
Dzięki tej zasadzie zdobywa się szacunek w klasie pełnej humanistów.
Wracając do sedna sprawy- mi się na polskim gęba nie zamyka. I widać to po moich ocenach. Ale większość klasy siedzi cicho, gra na telefonach lub wyraźnie się nudzi.
Tu muszę zgodzić się ze ścisłowcami- nie wszyscy idący na humana mają zacięcie polonistyczne. Szczególnie w mojej klasie sporo jest językowców (profil lingwistyczny w końcu), przyszłych prawników albo po prostu ludzi, którzy nie dostali się na biol-chem albo nie czają matmy.
Dlatego niektóre „podgatunki” humanistów będę w tym tekście pomijać.

Często na humana trafiają ludzie którzy chcą być artystami.
Niektórzy piszą książki. Ale chyba nie muszę wyjaśniać, że książki piszą też ścisłowcy, z równym powodzeniem, co humany. Podobnie z wierszami. Wręcz powiedziałabym, że humana ogranicza. Zabrania. Wbija ci do głowy schemat pisania reportażu, rozprawki porównawczej, wywiadu, artykułu. Zmusza cię do zapamiętania cech różnych stylów. Często tracisz tę swobodę pisania i wypowiedzi, gdy wbijesz sobie do głowy, że od „I” nie zaczynamy zdania... (Chyba że od dziecka dużo czytasz i już w podstawówce kłóciłeś się z polonistką, że najwięksi pisarze zaczynali od „I”...).
#5 Wiedzę masz, żeby z niej korzystać, a nie po to, żeby cię ograniczała.
Czasami owi artyści to też malarze, graficy... Ich przyciąga chyba mało nauki...

Tak, nie uczymy się dużo. Przynajmniej u mnie w szkole. Historia- to jest coś, dużo dat i nazwisk (poza tym mam okropną nauczycielkę, więc ścisłowcy zawsze mi histy współczują). Czasami dostawałam od historii kopa w cztery litery, co nie zmienia faktu, że jako córka historyków zawsze pałałam miłością do tego przedmiotu, i mam do niego coś w rodzaju talentu- szósta z pracy pisemnej to tylko kwestia tego, czy poświęcę na robotę dwa, czy cztery wieczory. Fakty same układają mi się w głowie, a materiały czytane hobbistycznie pozwalają spojrzeć na Nelsona i Jagiełłę trochę bardziej po ludzku...
Język polski też nie jest wymagający. Ortografię opanowałam do klasy 3 podstawówki i od tego czasu się jej nie uczyłam, nie znam większości zasad i wyjątków, jestem wzrokowcem ortograficznym i błędy po prostu „brzydko mi wyglądają”. Moim najlepszym nauczycielem składni były książki. Tak samo z dużym zasobem słownictwa i łatwością wyrażania się.
Kłopotem zawsze będzie dla mnie interpunkcja (mam nadzieję, że nie widać tego tak po moich tekstach...) oraz akcenty. Rozmieszczenia akcentów uczę się śpiewając. Po prostu nie potrafię ustalić tego ze słuchania zwykłej mowy. Moja wymyślona melodyjka do wersu „Czemu cieniu odjeżdżasz, ręce złamawszy na pancerz” zapamiętam do końca życia, tyle razy to powtarzałam!
Poza tym polak to trochę niezbędnej pamięciówki oraz umiejętność pisania tezy i argumentów na
20-minutowej przerwie. Można? Można!
Reasumując- i w języku polskim, i w historii posługuję się w dużej mierze wiedzą nabytą dawniej i talentem... Czyli biol-chemy mają pełne prawo narzekać na nas, że nic się nie uczymy.
Widzę tu jednak jedna zaletę: mogę swobodnie czytać non stop książki i tłumaczyć się mamie, że „to do szkoły”, gdyż zasadniczo każda przeczytana przeze mnie książka to wspaniałe źródło motywów literackich, odwołań, ciekawych postaci i ogólnie rzeczy, które mogą uratować mi skórę na maturze. Moi ideałem, do którego dążę, jest sytuacji, w której obudzona o 3 w nocy przez zamaskowanego gościa z kałachem, bez problemu przywołam dla niego pięć książek z literatury współczesnej w których ukazany był motyw Boga.(Oczywiście to przykład. Może chodzić o inny motyw...)

Praca po humanie. Trudny temat, szczególnie, kiedy nie opieramy się na dowcipach ścisłowców typu „balkon” (Czym różni się balkon od humanisty- balkon utrzyma rodzinę) i „McDonald”.
Mieliśmy kiedyś w szkole wykład prowadzony przez gościa po socjologii. Nie pamiętam, czego dotyczył wykład, chyba globalizacji- ważne było to, że po nim podeszłam do gościa i zapytałam o możliwości pracy po socjologii, bo sama byłam zainteresowana tym kierunkiem. Mam po mamie zacięcie do obserwowania i analizowania zachować społeczeństwa.
Gościu bardzo pobieżnie stwierdził, że socjologia uczy głównie samodzielnego myślenia, kombinowania, radzenia sobie w różnych sytuacjach itd. Zakończył informacją, że np. jego kumpel założył biuro podróży...
Podziękowałam i mu, i socjologii. Do założenia biura podróży nie potrzebuję wyższych studiów. To tak, jakby samobójca koniecznie musiał posiadać wykształcenie medyczne.
Niestety, sprawa z socjologią odnosi się do wszystkich nauk humanistycznych- większość ludzi traktuje je po prostu hobbistycznie. Fajnie sobie poczytać książki. Fajnie nauczyć się dobrze gramatyki i ortografii. Ale najfajniej to być dobrze zarabiającym lekarzem który po pracy czyta książki.
Do czego my możemy być przydatni? Chyba tylko jako nauczyciele i redaktorzy. Względnie bibliotekarze, aczkolwiek znam pewną bibliotekarkę, która z wykształcenia jest archeologiem, albo inna, która jest anglicystką, albo uczy przyrody... Nawet moja mama swego czasu pracowała w szkolnej bibliotece. Więc bibliotekarz to tak nie do końca.
Pracę nauczyciela często humaniści  traktują jak zsyłkę. Chciał być naukowcem, a będzie łapał zaślinione dzieciaki z podstawówki biegające po korytarzach...
Właśnie. Naukowcy. Profesorowie i wykładowcy uniwersyteccy. Znawcy jednej dziedziny, prowadzący różne, niezrozumiałe dla laika badania za granty oświatowe.
Dla mnie to coś pięknego. Serio.
Jest tyle tematów do badań, które już teraz mnie fascynują. Szczególnie te związane z ludowymi bajdami, wierzeniami, przesądami, kulturą, która wykształciła się jeszcze przed przybyciem na nasze ziemie chrześcijaństwa.
Już w trzeciej gimnazjum mówiłam mojej Najfajniejszej Polonistce, że chcę być naukowcem i pisać opracowania do książek. Mam w domu dużo książek z Biblioteki Narodowej, z doskonałymi, bardzo szczegółowymi i głębokimi opracowaniami- kto raz miał w ręku te niewielkie książeczki z białymi okładkami i wzorem liści wie, że to zupełnie co innego niż dzisiejsze opracowania do lektur (których nigdy nie czytam i uważam za spoilerujące i gimbusiarskie). Owe opracowania wyznaczyły mi kierunek rozwoju na długie lata, jak widzę dzisiaj.
Inną sprawą jest bycie redaktorem. Czytałam skargi pewnego redaktora na to, że nikt nigdy nie wie, czym się on właściwie zajmuje, służę więc wyjaśnieniem- to taki niewidoczny gościu, który poprawia książki przed ich wydaniem. Bliżej spotkałam się z tym zawodem poprzez książkę Ewy Białołęckiej „Wiedźma.com.pl”  (którą swoją drogą wszystkim polecam), której główna bohaterka była właśnie redaktorem.
Praca wymagająca dużej wiedzy i talentu, na pewno, wielkiego oczytania... Tak, jeden z nielicznych zawodów w którym naprawdę i praktycznie sprawdza się wiedza ze studiów polonistycznych. Nad taką ścieżka kariery też się zastanawiam, bo zasadniczo, teksty poprawiam już dzisiaj...

Myślę, że jest najlepszy moment, by przejść do bardziej optymistyczne strony bycia na humanie.  A skoro już o poprawianiu tekstów...
Nie mówię, że ścisłowcy to wszystko istoty ograniczone jeżeli chodzi o słowo pisane. Ale czasami...
Najlepszym przykładem jest choćby mój brat, uczęszczający do najlepszego liceum w Bydzi, nastawionego właśnie na nauki ścisłe. Jest na mat-inf-fiz i, chociaż jest młodszy ode mnie, potrafi programować, ogarnia matematykę i fizykę na poziomie, który mi się nigdy nawet nie śnił. Mimo to, nie kto inny, a wasz Hipis, poprawiał mu rozprawkę na polski, wściekając się przy tym i zgrzytając zębami, oraz pewnymi ruchami zakreślając połowę tekstu na czerwono, by w końcu odesłać mu poprawiony plik i osobiście odwiedzić go i ochrzanić za używanie sformułowania „Moim pierwszym argumentem jest...”.
#6 Jeżeli masz powód, ochrzaniaj ludzi za ich błędy. Primo- nie wolno tak sobie kaleczyć naszego ojczystego języka, secundo- czasami przydaje się uświadomić społeczeństwu, że humaniści też mają jakieś wykształcenie.
Podobna sytuacja nastąpiła, gdy poprawiałam bratu artykuł o tematyce politycznej. Na samej polityce się nie znam, a na pewno nie tak dobrze, jak on, ale ja za to widzę, kiedy tekst jest niespójny, źle sformułowany, kiedy jakiś błąd przeszkadza w czytaniu, rozprasza, denerwuje. Każda taka wada wpływa na jego odbieranie przez ludzi, tym samym też na odbieranie jego treści.
W moim umyśle dobrze napisany tekst brzmi jak muzyka. Słowa same układają się jak idealnie dobrane dźwięki, gdy jeden zabrzmi fałszywie, wali się cała melodia, a ja natychmiast to słyszę. Czasami muszę zostawić zdanie w przykrej dla mnie (choć poprawnej) formie, niestety, ale staram się tak nie robić. Przykładem jest ten tekst, który pisałam wolno, ale za to w skupieniu, dzięki czemu brzmi w moim umyśle całkiem zadawalająco.

Zauważyłam, że znajomi, którzy coś piszą- wiersze, opowiadania, publicystykę- często zwracają się do mnie po ocenę ich tekstu. Bo ja lubię to robić. I przeważnie nie nawalam (tak, wiem, moja przyjaciółko, że miałam przeczytać to opowiadanie, naprawdę, ciągle to robię...). Lubię pisać długo i szczegółowo, tak samo oceniam prace innych (poza przecinkami, niestety, w tej kwestii wolę nie wprowadzać ludzi w błąd...).
Błędy... Tak, i niestety, mój ukochany temat...
ORTOGRAFIA, GŁĄBY.
Mam ochotę napisać coś takiego pod wieloma wypowiedziami znalezionymi w internecie...
Właśnie dzisiaj rano bulwersowałam się, zobaczywszy na grupie dla rysowników na fb wpis dziewczyny, która użyła słowa „stwożyłam”. Co najgorsze, potem tłumaczyła to dysortografią! Jak żałosnym trzeba być... Nie, lepiej nie będę tego kończyć. Powiem tylko, że opisując potem tę sytuację przyjaciółce, stwierdziłam „Pani Boże, nie daj mi nigdy kałacha do ręki, bo powystrzelam pół internetu!”
Niestety. „Nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów, dopóki nie poznałem internetu”-drogi Stanisław Lem jak zwykle miał rację. Ale mimo wszystko, okropnie bulwersują mnie błędy. Które spotykam na każdym kroku!
Wczoraj oglądałam, oczywiście online, filmową wersję „Pingwinów z Madagaskaru”, z napisami. Napisy miały rażące błędy ortograficzne i składniowe, często brakowało w danym wyrazie kilku liter lub wyraz był nieodmieniony.
Przedwczoraj dla odmiany kończyłam oglądać ostatnie odcinki anime „Hellsing”. Znowu jakiś geniusz od napisów. Non stop pisał rozdzielnie wyrazy, które powinno pisać się razem. Kurcze, a takie fajne anime.
Zresztą, sami doskonale wiecie, że blogi to też wylęgarnia najdziwniejszych potworków składniowych, fleksyjnych i innych... Szczególnie „na topie” jest właśnie rozdzielanie wyrazów pisanych tak naprawdę razem, oraz osławione „wogule” które widziałam już nawet rysowane pod postacią uroczych stworków (czyli woguli; w liczbie pojedynczej chyba brzmi to: jeden wogul).
Moja mama zauważyła kiedyś błąd ortograficzny w tytule filmu. Gorzko stwierdziła, że oto dorasta nam pokolenie „dysortografii i dyskalkulii”, czyli ludzi, którzy święcie wierzą, że dzięki swoim „dys-„ mogą być debilami i się nie uczyć.
Czytając wypowiedzi w internecie zaczynam się z mamą zgadzać... I widzę w tym sporo pracy dla siebie i innych humanistów. „Wynajmij sobie humanistę dla Twojej firmy! Idealna pomoc dla Twoich informatyków z dysortografią! O wiele tańsze i szybsze rozwiązanie niż cofanie całej kadry do podstawówki!”
Ojej, zaczynam robić się wredna.

Co dała mi humana (czyli za co ja tak kocham...).

-Bardzo zmieniła mój sposób wypowiadania się.
W gimnazjum nie mówiłam dosłownie nic. Czytałam jakiś wiersz, podobał mi się, podświadomie wiedziałam, o czym on jest, jaki problem porusza i dlaczego mi się tak podoba, ale gdy miałam o tym opowiedzieć... Nagły napad jąkania się i pustka w głowie. Pisanie szło mi o wiele lepiej, ale też często nie umiałam wyrazić czegoś, co czułam.
Tutaj przydały się owe schematy, które opanowałam zaraz na początku nauki w liceum. Jasne wskazówki, o czym mówić, od czego zaczynać, co zawrzeć we wstępie, jak konstruować rozwinięcie, jaka powinna być teza itp. Większości tych rzeczy uczyłam się na własnych i cudzych błędach, ale załapałam to bardzo szybko. Podobnie było ze swobodną mową- wystarczyło się przełamać i zacząć mówić, co myślisz. Wampirzyca nigdy nic nie krytykuje, póki wypowiedź ma choć odrobine sensu. No właśnie...
#7 Cokolwiek powiesz, staje się prawdą, gdy umiesz to uargumentować.
Najświętsza ze świętych praw humany. Sprawdza się zawsze (a przynajmniej  póki twój przeciwnik nie ma w ręce jakiegoś ostrego narzędzia...).
W tym roku doszła do mojej klasy nowa uczennica z biol-chemu. Nie powiem- osoba inteligentna i pojętna, traktująca, jak mi się wydaje, humanistykę całkiem poważnie. Usiadła w ławce za mną, więc chcąc nie chcąc często pracujemy razem w grupie.
Nowa jeszcze do teraz z lekka nie ogarnia naszego sposobu pracy w grupie... Na przykład, dostajemy temat- opis postaci Wolanda z „Mistrza i Małgorzaty”. Ja i moja przyjaciółka, Rey, wpadamy w radosne uniesienie, bo kochany Wolanda. Szybko zaczynamy, wraz z trzecim „starym” członkiem grupy, czyli moim kumplem basistą, rzucać hasła opisujące Wolanda i kłócić się, czy on taki był, czy jednak nie. W międzyczasie Nowa z wolna ogarnia, jaki był temat, pisze go w zeszycie, i pyta nas o te cechy. Powtarzamy jej wszystko, co wymyśliliśmy, w formie bardzo mało poprawnej składniowo i zaczynamy recenzować sobie film „Hobbit”. Nowa prosi o powtórzenie owych cech, bo zapisała tylko pierwszą i zapomniała resztę. Ja, nieco wkurzona, powtarzam wszystko jeszcze raz znowu zmieniając składnię... Rey i basista gadają coś o Iluminatach, więc porzucam Nową, by dołączyć do rozmowy. Nowa nie ogarnia już zupełnie.
To tylko przykład. Moja praca w grupach to temat na niejeden skecz. Faktem jest, że nawet gdy wrzeszczymy na siebie jak idioci i śmiejemy się non stop, Wampirzyca nie może się do nas doczepić, bo wszystko mamy dobrze zrobione, i tak naprawdę to śmialiśmy się z Mickiewicza, którego właśnie omawiamy...
Nowej brakuje wyrobionego schematu pracy i schematu myślenia, który pozwala nam, starym humanom, poradzić sobie w każdej sytuacji. No i niepotrzebnie notuje, skoro i tak wszystko ja pamiętam albo mam zapisane...
Tutaj pojawia się kolejna rzecz...

-Szybkość myślenia.
Przerażony human naprawdę myśli w tempie błyskawicznym.
Kiedyś nad wszystkim musiałam się zastanawiać. Rozważać, analizować... Teraz trafia mnie owe wolne myślenie tylko w rozmowach ze znajomymi (niestety!). Na pewno nie na lekcji polaka!
Jak się tego nauczyłam? Otóż przez tak zwana maturę ustną...
Wampirzyca wchodzi, rozdaje kartki z tekstem i daje nam 15 minut na stworzenie sobie planu do mini-rozprawki która będzie naszą wypowiedzią ustną w stylu maturalnym.  Potem wybiera ofiarę, która musi odpowiadać jak na prawdziwej maturze. Na ocenę.
Wyobraźcie sobie tę panikę za pierwszym razem... Ale szybko zrozumiałam, że Wampirzyca oczekuje od nas nie błyskotliwych idei,  a po prostu dobrze użytego schematu. Choćbyśmy nie zgadzali się w własną tezą, choćby była ona dziecinna i oczywista, jeżeli dobrze ją uargumentujemy i nie popełnimy żadnego błędy fleksyjnego ani innego, oraz będziemy się trzymać poprawnej konstrukcji wypowiedzi, mamy duże szanse na zdanie. Najlepiej świadczy za tym fakt, że z takiej ustnej matury dostałam szóstkę. Teraz tylko pilnuję się, żeby nie popaść w szkodliwe przekonanie, że matura ustna to rzecz banalna.
Podobnie sprawa ma się z rozprawkami. Umiejętność szybkiego czytania i kojarzenia tekstów, w których występował podobny wątek. Zapisku na marginesie. Argumenty, wstęp i zakończenie, które do niej nawiązuje. Biografia autora dzieła. Przyprószyć analizą środków poetyckich i powstrzymywać się przed robieniem błędów i poradzisz sobie. Schemat i szybkość myślenia...

-Pewność siebie.
Nie muszę już chyba o tym wspominać. Musiałam nauczyć się wierzyć w swoja tezę, wierzyć w swoje przekonania i bronić ich jak lwica, ale przy okazji nie być zamkniętą na zdanie innych.
Szkoda, że i w tym przypadku nie przekłada się to na życie towarzyskie i osobiste...

-Inne podejście do książek.
I tutaj wchodzi na scenę wspomniany na początku „Pan Tadeusz”.
Nigdy wcześniej nie czytałam książek z przygotowanym pod ręką ołówkiem i karteczkami do zaznaczania. Teraz czytam tak nawet lektury hobbistyczne (te trudniejsze, np. Tatarkiewicza o filozofii, oczywiście). Podchodzę do tekstów w dwojaki sposób- z nastawieniem do pracy (mega skupienie, zaznaczenia ołówkiem, tworzenie portretów psychologicznych bohaterów, stawianie sobie pytań, określanie użytych przez autora motywów i toposów itp.) oraz z nastawieniem na rozrywkę (spokojnie, swobodnie, bez ołówka...). Ale nawet przy tej drugiej opcji nie umiem powstrzymać się od analizowania. Szczególnie, jeżeli chodzi o charakterystycznych bohaterów albo różne motywy- w końcu, jeżeli będę wpadnę kiedyś np. na motyw nieszczęśliwej miłości, najłatwiej będzie mi posłużyć się romansami dla nastolatek, a gdy dopadnie mnie temat o zagładzie Ziemi, wysupłam z pamięci całe znane mi Uniwersum Metro 2033...
O tym, w jaki sposób podeszłam do danej książki, najłatwiej przekonać się po tym, co pisałam na jej temat na lubimyczytac.pl. Im dłuższa i staranniej napisana recenzja, tym bardziej „naukowy” sposób czytania.

-Chandra na żądanie.
Czyli ogólnie przeżywanie tego, co czytam.
Gdy zaczynam interpretować jakiś tekst wpadam do zupełnie innego świata. Zapewne nie tylko ja tak mam,  ale u mnie zbiegło się to z pójściem na humana. Teraz, czytając nawet tekst, który mnie nie interesuje, wzruszam się nim, zaczynam pojmować uczucia autora, staram się dobrze zrozumieć czas, w którym on żył.
Niestety, żadna siła nie jest w stanie powstrzymać mnie przed płakaniem przy Trenach i wzruszaniem się przy Sonetach Krymskich. Humana to wymagający emocjonalnie profil. Omawiany tekst lub lektura często wpływa na mój nastrój na cały dzień.  Ze znajomymi obgaduję poruszane w nim wątki i problematykę.  Doskonale pamiętam, jak miałam przygotować wypowiedź ustną na lekcję, a napisałam sobie plan na religii tuż przed polskim- bo całe poprzednie popołudnie i cały ranek kłóciłam się sama ze sobą o tezę. Ciągle ja zmieniałam, przetwarzałam, negowałam...
A lektury na humanie są w większości smutne, dołujące lub pozbawiające sensu życia. Nie wiem, jak nauczyciele to wytrzymują, co roku przerabiając to samo z kolejną klasą...

-Przekonanie, że trafiłam do odpowiedniego świata.
Na humana rzucił mnie los, marzenia i przypadek. To nie była do końca świadoma decyzja, a na pewno źle uargumentowana decyzja, ale okazała się-jak na razie- decyzją bardzo dobrą. Wreszcie mogę robić to, co zawsze chciałam, i rozczula mnie i zachwyca nawet rozbiór logiczny zdań (co nie znaczy, że umiem to dobrze robić...). Z przyjemnością zbieram wiedzę dodatkową z historii i języka polskiego i mam dziwne poczucie, że raz w życiu dobrze wybrałam.
Mam nadzieję, że moje poczucie nie zmieni się, obojętnie jaką pracę będę musiała wykonywać, i ile nieprzychylnych opinii i docinek usłyszę od ludzi.

Każdy musi w jakiś sposób określić swój byt. Choćby nawet w sposób bezsensowny i nielogiczny. W gimnazjum byłam dobra ze wszystkiego prócz języka angielskiego i matematyki (te dwa przedmioty naprawdę zmuszały mnie do myślenia...). Reszty uczyłam się z łatwością. Reakcje chemiczne i pierwiastki wkuwałam na przerwach, a miałam piątki, pamiętałam nazwy wszystkich kości czaszki człowieka i zawsze rozumiałam fizykę. O tym, że mogłam iść na biol-chem, świadczył choćby wynik egzaminu gimnazjalnego z przyrody- moim zdaniem nieprzyzwoicie wysoki (powyżej 90%, ale nie pamiętam dobrze...). Nie żałowałabym dostania się na ten profil w mojej szkole- znam z klasy B chyba więcej fajnych ludzi, niż z mojej... Ale miałam wtedy, w gimnazjum, już zdecydowane, że bezrozumie, ale z pasją, rzucę się w wir profilu humanistyczno-lingwistycznego, i zniosę jakoś obcowanie z angielskim dla ukochanego polaka. Dzisiaj nie poradziłabym sobie pewnie z najprostszym zagadnieniem dręczonym przez „moje biol-chemy”, ale niczego nie żałuję. Jeszcze jestem romantykiem i idealistą, który wierzy w dobry los i potęgę marzeń...
...ciekawe, czy starczy mi sił, by zostać owym romantykiem do końca życia.
Niestety, jak widać, nie wiem, po co są światu humaniście (poza poprawianiem czyiś błędów i gonieniem czyiś dzieciaków), za to doskonale wiem, jak niepraktyczne jest to, czego się uczę, oraz jak wielu ludzi idzie na humana, bo nie wie, co ze sobą zrobić.  Wiem, jakie mam małe szanse na przyzwoitą pracę, a jakie duże na stracenie dzisiejszego poczucia posłannictwa i zadowolenia ze spełniania swoich marzeń.
Na pocieszenie zostaje mi tylko fakt, że mogę teraz, w drugiej liceum, spokojnie zawołać za Faustem „Trwaj chwilo, jakże jesteś piękna!”.
(Przynajmniej w kwestii mojego powołania- jak już kilka razy wspomniałam, życie osobiste to zupełnie inna bajka)


PS. I mogę to nawet zacytować z pamięci, a co!

PS2. Dla humanistów, i osób zainteresowanych: mi najbardziej nie tracić ducha pomaga portal niewinni-czarodzieje.pl  Dużo inteligentnych tekstów, niektóre prostsze, niektóre trudniejsze i wymagające dużej wiedzy, ale wszystkie przekonują mnie, że nie jestem ze swoją pasją sama we wszechświecie.



***

Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie uraczyć Was kilkoma zbiorkami moich "dzieł" tworzonych na lekcjach. Ja po prostu muszę rysować, jak czegoś słucham (w tym wypadku-głosu nauczycielki). Jeżeli kiedyś zastanawialiście się, jak wygląda mózg Hipisa bez znieczulenia, to owe rysunki trochę to rozjaśnią...


Język polski. Jak widać- inspirujący pan Tadzio.


Tutaj Hipisa rypnęło, by spróbować narysować koszulę- nie polecam, naprawdę!! Koty tak dla towarzystwa. Wszyscy randomowi rysownicy rysują koty... A ten gościu opętany przez koty nawet mi się podoba- kiedyś to wykorzystam!
Efekt oglądania "Pana Tadeusza" Wajdy


Tak za to kończą się lekcje historii. Kurczeee, jakie one są nudne w mojej szkole... Chciałabym mieć z histy indywidualny tok nauczania. Tak kocham ten przedmiot... 
Ten mały głowonóg z sukience to Batory. Tak zawsze rysuje postaci historyczne, żeby łatwiej tworzyć z nich komiksy.
Ten dużo, z rogalem, to wyznawca kultu Potężnego Rogala. 
(Kolejny temat zapisany w notesie "Schizowe pomysły na przyszłe powieści"...)



Do zobaczenia!
Hipis


19 komentarzy:

  1. Dlaczego 'niestety' z osiemnastką?... ja na swoją nie narzekam :) Wiadomo, młodsi się nie robimy, ale póki co nie powinniśmy narzekać na nasz wiek. No, w końcu to kwestia samopoczucia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, żeby skomentować wszystko co napisałaś, musiałabym napisać komentarz równie długi jak Twój post! Powiem więc tylko, że jak dla mnie trzeba być debilem, żeby wymigiwać się dysortografią (w przypadku "ścisłowców") czy dyskalkulią (w przypadku "humanistów"). Nie wierzę, że nawet "takie" osoby nie mogą się tego wyuczyć.
    Secundo, trochę mnie dobiłaś, że masz taką świetną polonistkę. Mój Ryszard ma nas kompletnie w rzyci i nie uważam go za żaden polonistyczny autorytet. Jeśli chodzi o ustny polski, dopiero w tym tygodniu zaczął nas pytać. DWA TYGODNIE PRZED MATURĄ, A POŁOWA KLASY NIE UMIE MÓWIĆ. Lekcje polegają na omawianiu przez niego tematu i nie ma mowy o dyskusji; tym bardziej z dziewczyną (trąci szowinizmem). Mi trochę pomogły debaty oksfordzkie, zwłaszcza, jeśli chodzi o szybkie zbieranie argumentów i argumentację swojej tezy. Aczkolwiek nic nie zastąpi porządnego przygotowania KONKRETNIE do matury ustnej. Tak więc zazdroszczę Ci, że czujesz się z tym spokojna, ponieważ ja najpewniej nie zdam lub uzyskam niesatysfakcjonujący mnie wynik.

    Zabij go. Zabij go. Kocham te koty.

    http://lorienmagpie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja jak na razie jestem w gimnazjum (całe szczęście) i nie mam pojęcia na jaki profil w przyszłości pójść... Human był by dla mnie idealny, ale co z tą pracą... Mam wielkie marzenia i część wiąże się nawet z językiem polskim, ale mimo wszystko chyba zdecyduję się na coś innego. Co nie zmienia faktu, że dalej będę robić regularne wypady do biblioteki i na pewno nie zakończę dalszego rozwijania swojej pasji, ale biol-chem wydaje się sensowny, tylko muszę jeszcze więcej czasu biologii poświęcić, bo jak nie mam problemu z żadnym innym przedmiotem (nie uwzględniając matematyki, ale to bardziej za sprawą lenistwa) tak z biologią serio jest słabo, nawet nie wiem dlaczego, bo sam przedmiot i lekcje bardzo lubię, muszę chyba zmienić swój sposób przygotowywania się do sprawdzianów.
    Piosenki bardzo fajne, dużo wspomnień z nimi mam... Świetne rysunki :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha, teraz już nigdy nie wypomnisz mi, że moje wpisy są przerażająco długie! W przeciwieństwie do Twoich są jednak nieskładne. I teraz nie wiem czy mam się cieszyć, czy raczej nie, chociaż stawiam na opcję numer dwa...
    Może przestraszysz się tego, co się dzieje z tym światem, ale moja praca w grupie wygląda bardzo podobnie... Zaciekły spór, burza mózgów i dziewczyna, która najpierw wszystko zapisuje, a potem wszystko kreśli i ma nas serdecznie dość.
    Tu Cię zaskoczę (albo i nie), bo moja siostra, która była na mat-fiz, a teraz jest na którymś-tam-roku-daleko-inżynierem-architektury... świetnie sobie radzi z pisaniem i ciągle krytykuje i poprawia moje teksty pod wieloma różnymi względami. Pomijając interpunkcję i ortografię, tym akurat zajmuję się ja. Jest trochę trudno zrozumieć ten architektoniczny bełkot, ale niech zna mą litość, poprawiam...
    Ja na historię nie narzekam. Całą lekcję słucham ciekawostek typu palenie meblami w kominku albo rozpustne życie królów. Nawet bardzo lubię te lekcje.
    Kurde. Jestem w gimnazjum i najlepiej idzie mi angielski, a czasem nawet matematyka. Praktycznie zawalam całą resztę (nie licząc polskiego i historii). Jestem prawie że Twoim przeciwieństwem...
    Magiczne sto postów. Każdy powód jest dobry, żeby wspomnieć o czekoladzie. Ale ja nie liczę na dwieście, tylko na kolejne zero...
    Kocie sekcje wymiatają! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja osobiście mam jeszcze trochę czasu na wybór liceum (teraz jestem w klasie, która podawała się "bezprofilową", ale okazała się być po asasyńsku klasą z rozszerzeniem matematycznym - bez komentarza). Uważam się jednak za miks humana (polski mym życiem) z językowcem (angielski mym drugim życiem, a przynajmniej jako sam język, a nie lekcja) i nie wiem co z tego wyniknie. (Czasem tak po cichutku marzę sobie o jakimś rozszerzeniu teatralnym, ale takich szkół nie za wiele, niestety... Ech).
    Pamiętam jak w pierwszej czy drugiej klasie podstawówki powiedziałam pani tonem nieznoszącym sprzeciwu, że zdania mogą mieć jedno słowo, że tak było w jednej książce (tamtejsze zdanie brzmiało: "Nie."), i że generalnie rzecz biorąc jestem młodym geniuszem. No dobra. Bez tej ostatniej części. Szczegóły.
    W naszej szkole, zdominowanej mimo wszystko przez ścisłowców, słyszy się czasami żarciki w stylu dowcipu (dowcipasu! Tak lubię to słowo. O, nawet je tu zaliczyli i nie podkreślają. Dowcipas.) o balkonie. Osobiście sądzę jednak, że lepiej być oczytanym i szczęśliwym humanistą pracującym w McDonaldzie (ktoś zresztą musi tam pracować, no!) i podrzucającym klientom nowe tytuły fajnych książek wypisane na serwetce, niż znudzonym ekonomistą po mat-fizie, biol-chemie czy co tam jeszcze jest innego. Ha! Oto moja prowokująca teza. Pławię się w blasku mej nieskończonej inteligencji.
    Co do błędów ortograficznych i innych tego typu, wkurzają mnie oczywiście, ale bardziej już denerwuje mnie to, że przecież wszechobecne komputery poprawiają błędy (mówię oczywiście o sytuacji w sieci, nie w wypracowaniach itd.). Po coś są te czerwone faliste linie! A ludzie je ignorują. Biedne czerwone faliste linie.
    O matko, chcę opowiadanie z Potęgą Rogala i cudnymi kotami! :D
    B.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się, że mam jeszcze trochę czasu.
    Czy ja jestem jedyną osobą, która uwielbia historię?
    Ale to może dlatego, iż patrzę na nią w dość specyficzny sposób.
    Tak z innej beczki, to u nas w szkole mało ścisłowców.
    Klasa matematyczna się cieszy, bo taka dobra z fizyki...
    No cóż. Albo w jedną, albo w długą.
    Osobiście śmiem się nazywać humanistą.
    Pozdrawiam.

    http://paranojawkrate.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo chciałam wiązać przyszłość z humanistyką, aczkolwiek zmieniłam zdanie. Ciężko mi teraz przykładać do ścisłych przedmiotów , ale mówi się trudno i żyje dalej :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. "Obrzydliwy ogon" wygląda jak dred z koralikami :P LG

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo zgadnij, na czym go wzorowałam... Ale wyszedł tak obrzydliwy, że uznałam, iż zasługuje tylko na miano ogona :P

      Usuń
  9. Mimo iż jestem umysł ścisły to przeczytałam. I powiem tyle: niech się dzieje co chce, human przetrwa.

    OdpowiedzUsuń
  10. No to teraz będę miała problem, czy poruszą każdy wątek, czy też o jakimś zapomnę.
    Jedną rzecz, którą zawdzięczam językowi polskiemu to to,że nauczyłam się wiecej odzywać na lekcjach. W gimnazjum nie miałam tego problemu, bo były osoby, które się zgłaszały albo nauczycielka sama wybierała je do odpowiedzi. U mnie w obecnej klasie, na lekcjach polskiego, panuje kompletna cisza. Czekamy aż ktoś się zgłosi, a jeśli nie będzie chętnego, polonistka wybiera jedną osobę. Czasami też mówi nam,żebyśmy nie usypiali.
    Tak ogólnie pisząc jeśli chodzi o humanistów i o to po co oni są potrzebni to uważam,że na świecie nie może być samym ścisłowców. Z resztą są zawody, do których potrzeba właśnie humanistów. Koleżanka mojego brata jest na edytorstwie, jest to cos podobnego do pracy redaktora i szczerze mówiąc wcale nie uważam,że to jest łatwe. Poprawianie ortografii, interpunkcji, składni...to na prawdę nie wydaje się być proste.
    Zawsze uważałam,że ścisłowcy mają ograniczone umysły, ale potem sama się przekonałam,że niektórzy umieją bardzo dobrze fizykę, piszą wiersze, opowiadania, a czasem coś malują. Sama na humana bym nie poszła, bo jedyny tego rodzaju przedmiot jaki w miarę lubię jest język polski, chociaż traktuję go tak hobbystycznie.Lubię czytać książki, pisać wiersz i je analizować. W gimnazjum mieliśmy zajęcia zawodoznawcze, na których rozwiązywaliśmy test, który miał stwierdzić jaki profil jest dla nas najodpowiedniejszy. Najwięcej punktów miałam właśnie z humanistycznego. Inna sprawa jest taka,że nie przepadam za historią, a wos jest najbardziej nielubianym przedmiotem przeze mnie.
    Moje zdanie w tej sprawie jest takie,że są osoby, które mają dryg polonistyczny i takie, które poszły do humana z wielu innych powodów np. bo nie chcą się za dużo uczyć. Nie krytykuję humanistów, bo wiem,że niektórzy wkładają w swoją naukę więcej pasji niż niejeden ścisłowiec, ale prawdą jest,że większość nie ma do tego zdolności.
    Co do błędów ortograficznych to uważam,że ludzie mający dysgrafię mogą się nią usprawiedliwiać, gdy piszą wypracowanie albo cokolwiek innego na kartce papieru. To jest zrozumiałe, ale pisząc na komputerze są podkreślone błędy, więc wystarczy odrobina woli,żeby na nie spojrzeć i poprawić to co zostało źle napisane.

    OdpowiedzUsuń
  11. Łooo.. *___* to teraz o kolejne zero więcej! haha.
    Farbeni! Wiesz co dobre, czuję że jakbyśmy kiedyś się spotkały to byśmy miały o czy mówić wzgledem naszych upodobań muzycznych, z tego co pamiętam, też Hunter, też Kabanos... A może Zielone Żabki? :)
    Brutalizm w sztuce, jest okay, o ile oczywiście nie jest przegięty... Nie wiem... Dla mnie brutalizmem jest również "łacina" połączona z chamstwem w hip-hopie czego ja nie toleruję. :')

    Co do tekście o humanistach...
    Po pierwsze ja jestem, jak to zwykle mówię: mieszańcem. Ze mnie typowy ścisłowiec wielbiący trudne równania matematyczne, a nienawidzący wzorów fizycznych, ale świetnie je stosujący i zapamiętujący. Ze mnie typowy polonista, bo choć miewam problemy z ortografią, to znam doskonale wszystkie reguły również od czasów podstawówki (wierszykowo uczyłam się nawet kiedy stawiać przecinek a kiedy nie i pamiętam to do teraz!). Ba! Przecież jestem dziennikarką! Uwielbiam książki! Choć historyk ze mnie nędzny, to jednak mam pamięć do wydarzeń - lubię opowieści. Acz najlepiej się czuję jako artysta - rysownik, śpiewak, grajek... Czyli słowem jestem człowiekiem renesansy :')
    Kiedyś chciałam iść na humana, a dokładniej na humana językowego, co wiąże się ze moim marzeniem dostania się na filologię japońską tudzież japonistykę, orientalistykę. Wyszło jak wyszło, bo jak mówisz... Przeważył stereotyp pracy w McD. Acz nie żałuje wybory, bo jestem osobą, która chce i lubi zabezpieczać się na przyszłość. Jako nadambicjonalistka nie widzę się na kasie w biedronce...
    Ach.. lanie wody! To ja kocham na historii! O dziwo (mam wybitnie wymagającą nauczycielkę, podobnie widzę jak ty... choć przepyta całą klasę każdy odpowie co najmniej po połowie na pytanie, to stwierdzi ona, że: "gdyby zebrała wszystkie usłyszane odpowiedzi, na przyszłym sprawdzianie najprawdopodobniej dostalibyśmy 1,25 pt na dobre 20) moje "lanie wody" widocznie jest na tyle skuteczne i konkretne, że łaskawie wyciągam na te nieraz 2= (co jest ukojeniem dla mego serca, bo to niemalże 4+) lub jak się ostatnio zdarzyło dostać 3 (gdzie kopara mi opadła i do tej poty jej nie podniosłam).
    Nie rozumiem właśnie TEGO! Mianowicie: "Właśnie. Naukowcy. Profesorowie i wykładowcy uniwersyteccy. Znawcy jednej dziedziny, prowadzący różne, niezrozumiałe dla laika badania za granty oświatowe. Dla mnie to coś pięknego. Serio." - to coś co mnie właśnie przeraża! Znawcy jednej dziedziny, czemu ludzie się ograniczają? Może ja mam do tego inne podejście, chce być wszechstronna osobą, nie wyobrażam sobie żyć i być jedynie np. tłumaczem j. japońskiego! Och, przy tym chciałabym być zarówno korespondentem zagranicznym jakiejś dobrej stacji telewizyjnej i dodatkowo podróżnikiem prowadzącym badania np. geologiczne! Nie potrafię się ograniczyć, ma na życie plan: A,B,C,D.... i wiele innych... Mój brat chociażby w chwili obecnej stara się dostać do Wojskowej Akademii Technicznej lub na matematykę na politechnikę. Zastanawiam się... Dlaczego? Przecież matematyka to tak ograniczający kierunek i tak wymagający. To samo mam właśnie z poglądem na humanistów. Rozumiem... dziennikarstwo, ale np. polonistyka? Mój umysł tego nie ogarnia.+

    OdpowiedzUsuń
  12. Komentarzu część druga....

    Dysortografia? Przepraszam, z całym szacunkiem dla ludzi niedoedukowanych...Ale dla mnie to zwykły analfabetyzm. Przykład? Prosty. W ubiegłym roku mył u mnie w klasie (nie mam pojęcia jakim cudem boskim się tam znalazł) cłowiek "DYS". miał DYSkalkulie, DYSgrafie, DYSortografie, DYSlekcje... jak dla mnie to ogółem DYSmózgie... Zasłanianie sie i tłumaczenie swoich braków w edukacji słowem DYS-COŚ-TAM to definicja współczesnego analfabetyzmu! Koniec i kropa! (a nawet wykrzyknik)
    Dla mnie wszystko co jest nieuargumentowane nie ma wartości. Posta zasada: nie argumentujesz - nie masz zdania, nie myślisz.
    Jedno jest jednak pewne, w moim wypadku matura z j. polskiego to będzie koszmar (o ile nie zmienią mi nauczycielki do 4 klasy). Na lekcji polskiego pracują dwie osoby, ja i... nauczycielka. Prawda jest smutna, owa pani nie ma kompetencji jako pedagog i nie potrafi przekazywać wiedzy. Klasa robi co chce ona mów od ścian i do mnie. Owszem, dzięki temu mam co lekcje ocenę albo plusa za aktywność, acz nie oznacza to że ma jakiekolwiek umiejętności, tak więc szybkość myślenia przed pisaniem rozprawek i innych? Nierealna, gdyż mamy możliwość wywarcia wpływu nad nauczycielką i żadne 15 min nam się na nic zda.
    Co do książek to jak już wspominałam - kocham je. Jednakże zdecydowanie nie czytam lektur. Mogę czytać fantasty, mogę czytać erotyki, mogę czytać nudne ksiażki ekonomiczne, w których słowa o dziwnych i ciężkich znaczeniach wysypują sie tonami ze stron, ale lekturom zdecydowanie mówię: NIE (wiem będzie bolało przed maturą, lecz wierzę w siłę streszczeń).
    Cóż, reasumując, trafiłaś tam gdzie w rzeczywistości miałaś trafić. Wierzę w przypadki, acz nie w Twój. Ty zdecydowanie dobrze czujesz się w swojej pasji i chcesz to pielęgnować, to widać! Lekkość z jaką piszesz.... i wiele innych. Co prawda z niektórymi rzeczami się nie zgadzam. Nadal uważam, że humaniści to problematyczni ludzie, choć lubią wiedzę, to są trudności w jej eksponowaniu w życiu codziennym, bo jeśli trafi się ten McD? Jest ciągle małe zapotrzebowanie na takich ludzi. Ciężko osiągnąć to o czym się marzy, ale Tobie zycze podążać żwawo za marzeniami, co byś zdobyła szczyty!

    Ehh.... Choć Aiko nie ma długo, to ilekroć się pojawia zasypuje obszernymi wypowiedziami...Ale skoro napisałaś taką długą notkę to grzech jej nie przeczytać i nie skomentować równie obszernie. :)

    P.S. CHCĄ TO OPUBLIKOWAĆ AŻ MI POKAZAŁA SIĘ INFORMACJA, ŻE NIE ZA DŁUGIE!!!! SKANDAL! :O

    OdpowiedzUsuń
  13. 100 wow :D
    u mnie niecałe 20 po usunięciu poprzednich 350 ;D

    Pozdrawiam serdecznie i życzę cudownego weekendu :)
    Anru,

    OdpowiedzUsuń
  14. Super post! I się można nauczyć czegoś, to lubię! :D I polski w sumie też lubię, ale niekiedy mam z nim problemy. Ale to chyba jedyny (no nie licząc angielskiego i zaj art) przedmiot w szkole z którym nie mam większych problemów, aczkolwiek samych piątek też nie zbieram. Zazwyczaj tróje i czwórki. :) Nie jest źle jak na mnie. Generalnie to nie potrafię się uczyć, nigdy tego nie robię ( a potem mam pełno zagrożeń na koniec roku..) i nigdy nie robiłam, od dziecka nie było to ode mnie wymagane, rodzice mieli to w nosie i tak mi jakoś zostało.. to źle i wiem że muszę coś z tym zrobić. Polski lubię i sama przez pewien okres myślałam o liceum humanistycznym, w sumie dalej myślę bo trochę też nie mam gdzie iść... Ale mam problemy z ortografią, często popełniam błędy na dyktandach. W sumie to idzie jakoś samo! Piszę i piszę i nie wiem co piszę. xD Wiem że to się piszę tak a nie tak ale i tak napiszę źle i sama tego nie zauważam, jakoś się wyłączam na tych dyktandach chyba.. Aż się załamałam jak zobaczyłam moją ostatnią pracę na polski ile tam walnęłam błędów czy literówek i nawet tego nie zauważyłam! I tak samo miałam po egzaminie gimnazjalnym, na którym mieliśmy napisać opowiadanie o podróży podczas której ktoś stał się sławny, no i napisałam nie powiem ale skupiłam się na jednym z dwóch punktów - sławie. O podróży nie dałam niemalże nic. Jakże ja byłam zła na siebie jak mi to uświadomił kolega w klasie!! Polski jest fajny, no i w końcu to nasz ojczysty język, powinniśmy go znać. Muszę powiedzieć że w twoim tekście też znalazłam literówki. ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Może i mieszkanie w agroturystyce ma milion wad, ale dzięki temu nie mam problemu z komunikacją z ludźmi, otwartością i gościnnością. Poza tym to wspaniałe poznawać nowych ludzi, a nawet w późniejszym okresie wieloletnich przyjaciół. Choć fakt... wady są nie raz człowiek chciałby mieć spokój, a to nie koniecznie go zapewnia. Praca non stop szczególnie w sezonie. Aaaaa.. z górami mam podobnie <3
    Rozumiem, acz w takim świetle ukazana ta "jedna dziedzina" jest bardzo wszechstronna... Ja raczej parzę na to z węższej perspektywy, nie mam tutaj już wyłącznie na myśli nauk humanistycznych, bo to jak je przedstawiłaś wyglądają na dość rozbudowane. Chodzi mi raczej ogólnikowo o wąski zakres nauk. Np. sama matematyka... Co po takiej matematyce? Wykładowca? Może naukowiec, gdzieś ukryty i wyliczający trudne równania na potrzeby jakichś firm etc. Moja opinia? Jeśli cos pójdzie nie tak, noga się po winie, zero perspektyw na przyszłość i jedynie może ktoś taki szybko wydawać resztę w spożywczaku... Co innego matematyka połączona z inżynierią, architekturą, fizyką czy co tam może być... To jest już szerszy zakres dziedziny.
    I może jest to takie moje złe patrzenie na świat, bo ja widzę się w mnóstwie zawodach i wiem, że bym sobie poradziła prawie we wszystkim... ale to tak jak z "człowiekiem renesansu", w obecnych czasach mam po prostu na myśli człowieka odnajdującego się w wielu dziedzinach. Niestety coraz mniej takowych. Widzę to chociażby po zwykłej rozmowie z ludźmi.

    OdpowiedzUsuń
  16. W liceum byłam w humanie, było świetnie :D I pisz jeszcze z 200 postów, no chyba, że Ci się nie zechce, to nie będę zmuszać :D "Oranżada" to przeuroczy utwór ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Jestem estetką, więc niekonwencjonalne nie znaczy u mnie od razu okropne czy szokujące. Sprawdziłam Dezertera i... no, takie wizje potwornej rzeczywistości jakoś do mnie nie przemawiają. Ale co się komu podoba :)

    OdpowiedzUsuń