8 czerwca 2015

"Gość z wolontariatu"



Wpadł do naszej klasy. Był w szkolnym wolontariacie, więc wpadł służbowo, że świstkiem papieru w ręce, z którego chciał coś odczytać. Często wpadają do nas jacyś ludzie. Przeważnie z obłędem w oczach
„Gdzie jest 2a..?” albo „Nie widział ktoś mojego piórnika?”. No i akcje. W mojej szkole jest masa akcji. Akcja akcją poganiana. Niedługo zabraknie ludzie i zwierząt,  dla których można organizować kolejne akcje.
Wracając do tematu gościa z wolontariatu-specjalnie uważnie mu się przyjrzałam. Wtedy chciałam sama zapisać się na wolontariusza, działałam w ten sposób w poprzedniej szkole, i póki nie musiałam pilnować czyiś bachorów, lubiłam to. Miałam nadzieję, że w mieście jest więcej możliwości działania, a mniej dziecioków. Ale zapewniam Was, że znalezienie w mojej szkole kogoś, kto odpowiada za wolontariat, albo jakichkolwiek informacji na ten temat było trudne. Postanowiłam zapamiętać wygląd gościa z wolontariatu, i potem zapytać go o możliwości zapisania się.
Włos krótki, zmierzwiony, wzrok dziki i rozbiegany, brakowało tylko „ogromnej buławy” w ręku.  Wyglądał jak byt złożony w 30% z szaleństwa, w 60% z kawy i energetyków, oraz w 10% z rzeczy, o które bałabym się normalnie zapytać. Byt, który nie chodzi do fryzjera, tylko od czasu do czasu buja się na liniach wysokiego napięcia, żeby ustawić  sobie odpowiednio włosy. Albo wkłada widelec w gniazdko elektryczne.  Na dodatek był tak chudy, że biologica pewnie tylko czekała, aż schudnie ten ostatni kilogram, żeby mogła wcisnąć go do gablotki jako nowy szkielet. Po uprzednim odcięciu głowy, bo w naszej gablotce nie ma miejsca na głowę.
Odniosłam wrażenie, że oto spotykałam człowieka, który przez całe życie  p r z e b i e g a.
Przebiega tak jak my, gdy na przystanku zorientujemy się, że nie wzięliśmy portfela, i wracamy biegiem do domu, szukamy go po wszystkich kątach, przewracamy do góry nogami kupę rzeczy do prania, obmacujemy kieszenie w spodniach, sprawdzamy klatkę szczurów, garnki, półeczkę w łazience, szafkę nocną, wyciągamy wszystkie szuflady w nerwowym pośpiechu, aż w końcu znajdujemy delikwenta w torbie wrzuconej na górna półkę za konfiturami, i pędzimy jak głupi z powrotem na przystanek, by zdążyć na ostatni poranny autobus.
Dokładnie w ten sposób, według mojej imaginacji, funkcjonował gość od wolontariatu, tylko że dla niego szukaniem było c a ł e życie na Ziemi...
Ciekawe, czego szuka... A jak już to znajdzie? Czy wróci do jakiejś swojej alternatywnej rzeczywistości, by zdążyć do pracy na ósmą..?



PS. Pozdrawiam Przemka :P