Wpadł do naszej
klasy. Był w szkolnym wolontariacie, więc wpadł służbowo, że świstkiem papieru
w ręce, z którego chciał coś odczytać. Często wpadają do nas jacyś ludzie.
Przeważnie z obłędem w oczach
„Gdzie jest 2a..?” albo „Nie widział ktoś mojego piórnika?”. No i akcje. W mojej szkole jest masa akcji. Akcja akcją poganiana. Niedługo zabraknie ludzie i zwierząt, dla których można organizować kolejne akcje.
„Gdzie jest 2a..?” albo „Nie widział ktoś mojego piórnika?”. No i akcje. W mojej szkole jest masa akcji. Akcja akcją poganiana. Niedługo zabraknie ludzie i zwierząt, dla których można organizować kolejne akcje.
Wracając do
tematu gościa z wolontariatu-specjalnie uważnie mu się przyjrzałam. Wtedy
chciałam sama zapisać się na wolontariusza, działałam w ten sposób w
poprzedniej szkole, i póki nie musiałam pilnować czyiś bachorów, lubiłam to.
Miałam nadzieję, że w mieście jest więcej możliwości działania, a mniej
dziecioków. Ale zapewniam Was, że znalezienie w mojej szkole kogoś, kto
odpowiada za wolontariat, albo jakichkolwiek informacji na ten temat było
trudne. Postanowiłam zapamiętać wygląd gościa z wolontariatu, i potem zapytać
go o możliwości zapisania się.
Włos krótki,
zmierzwiony, wzrok dziki i rozbiegany, brakowało tylko „ogromnej buławy” w
ręku. Wyglądał jak byt złożony w 30% z
szaleństwa, w 60% z kawy i energetyków, oraz w 10% z rzeczy, o które bałabym
się normalnie zapytać. Byt, który nie chodzi do fryzjera, tylko od czasu do
czasu buja się na liniach wysokiego napięcia, żeby ustawić sobie odpowiednio włosy. Albo wkłada widelec
w gniazdko elektryczne. Na dodatek był
tak chudy, że biologica pewnie tylko czekała, aż schudnie ten ostatni kilogram,
żeby mogła wcisnąć go do gablotki jako nowy szkielet. Po uprzednim odcięciu
głowy, bo w naszej gablotce nie ma miejsca na głowę.
Odniosłam
wrażenie, że oto spotykałam człowieka, który przez całe życie p r z e b i e g a.
Przebiega tak
jak my, gdy na przystanku zorientujemy się, że nie wzięliśmy portfela, i wracamy
biegiem do domu, szukamy go po wszystkich kątach, przewracamy do góry nogami
kupę rzeczy do prania, obmacujemy kieszenie w spodniach, sprawdzamy klatkę
szczurów, garnki, półeczkę w łazience, szafkę nocną, wyciągamy wszystkie
szuflady w nerwowym pośpiechu, aż w końcu znajdujemy delikwenta w torbie
wrzuconej na górna półkę za konfiturami, i pędzimy jak głupi z powrotem na
przystanek, by zdążyć na ostatni poranny autobus.
Dokładnie w ten
sposób, według mojej imaginacji, funkcjonował gość od wolontariatu, tylko że
dla niego szukaniem było c a ł e życie na Ziemi...
Ciekawe, czego
szuka... A jak już to znajdzie? Czy wróci do jakiejś swojej alternatywnej
rzeczywistości, by zdążyć do pracy na ósmą..?
PS. Pozdrawiam Przemka :P