9 października 2016

Parówki, biegacze, chandra i wariaci





Leżę sobie w łóżeczku w Poznaniu pod wielkim, zajmującym jedną i 1/3 ściany oknem (chrzanić gramatykę), w niedzielę o ósmej rano, i nie zamierzam wstawać, bo jestem głodna, a w domu nie ma nic do żarcia, więc wstawanie to tylko przyśpieszenie katastrofy, jaką jest pójście do sklepu.
Leżę sobie i marzę, jak jestem głodna mam bardziej schizowe myśli, więc to się nawet opłaca.
I nagle słyszę, jak jakiś debil drze ryja przez megafon, nie rozumiem, o co chodzi, ale moje senne majaki natychmiast odchodzą do wieczności.

Potem megafon przejmuje jakiś inny, jeszcze głośniejszy facet. Potem puszczają wyraźnie motywującą muzykę. Łazi jakiś tłum. Myślę sobie "Ki czort, znowu jakieś demonstracje? Gdzie ja zamieszkałam??"

Wstałam po jakiejś godzinie wsłuchiwania się  w ten harmider. W międzyczasie przejechały dwie karetki.

Piję kawę, włączam wiadomości z Poznania – kurde, jakiś bieg.
I co zrobisz? Nic nie zrobisz. gdyby to była demonstracja to bym się mogła skarżyć, że ludzie się awanturują o zbyt wczesnej porze, ale halo, trochę głupio skarżyć się na ludzi, którzy biegają i uprawiają sport, przeszkadzając ci w spaniu po 12 godzin na dobę :D

***

Przy okazji przeglądania wiadomości o Poznaniu po pierwsze zrozumiałam, że ludzie to debile (facet wpadł do studni na polu, facetka zaparkowała na torach tramwajowych, wstrzymując ruch na kilka godzin, mnóstwo wypadków samochodowych "bo myślał, że się uda" itp.) a po drugie znalazłam informację o sprawie faceta, który podawał się za profesora, żeby molestować studentki. Zdjęcie ilustrujące artykuł – mój wydział uniwersytetu... Uwierzcie, w pierwszym momencie pomyślałam sobie "O kurde, może aresztowali faceta od HLP i nie będę się musiała uczyć tej cholernej historii!" ale niestety, sprawa była stara, i nie dotyczy profesora od HLP... Swoją drogą, jaką trzeba mieć wodę z mózgu, żeby dać się nabrać jakiemuś facetowi, który obmacuje cię, twierdząc, że to eksperyment naukowy? Ba, robił tak blisko 40 lat.
Czasami naprawdę wolę nie utożsamiać się z moja płcią... A nawet z moim gatunkiem w ogóle..

***

Tak zaczęłam z głupia frant, a drodzy czytelnicy nie wiedzą nawet, dlaczego ja w tym Poznaniu siedzę i wiadomości czytam. Otóż dostałam się na filologię polską Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, i od tygodnia mieszkam w tym uroczym i pełnym pyz i klusek mieście (jak ja kocham pyzy!) w samiutkim centrum, więc rozrywek mam mnóstwo. Nie jestem w stanie streścić Wam wszystkiego, co tu widziałam, jadłam i podsłuchałam – a i tak jakoś tak spokojnie żyję, bez picia, bez imprez, wydając hajs głównie na czarne talerze...

***

...I czarne ręczniki. Jako że mieszkam na stancji z czterema innymi dziewczynami, muszę dbać o wyróżnianie się. Najbardziej jednak wyróżniam się wiekiem i niedostosowaniem społecznym, tak myślę. I spaniem do 12.

***

Mój wydział jest przepięknym, pruskim budynkiem, mimo wszystko nawet dość subtelnym, a nie że sama cegła i cegła. Budowę ma z grubsza taką, że najpierw jest hol o wysokości dwóch pięter, kończący się ładnym witrażem na dachu, otoczony galeryjkami na każdym piętrze. Klatki schodowe są dwie, duże i okrągłe, oświetlone też przez witraże (z portretami różnych pisarzy – ja najbardziej lubię Reymonta). Żeby gdziekolwiek dojść trzeba wejść na galeryjkę odpowiedniego piętra, i stamtąd zapuścić się w odnogi dzikich korytarzy. Z przyczyn niewyjaśnionych, taką budowę holu większość ludzi kwituje "He, będzie skąd skakać."

***

Budynek wydziału jest śliczny codziennie, ale bije rekordy po zmroku, szczególnie gdy siedzisz na ostatnich zajęciach, kończących się o 20:15. Nie wszędzie palą się lampy, a jak już, to daję tylko delikatną, żółtawą poświatę, rzucającą niespokojne światłocienie na kolumny holu, witraże, masywne drzwi i ozdobne balustrady. Wydaje się, jakby budynek ze swojej dziennej, edukacyjnej funkcji, próbował już przejść do funkcji nocnej – stać się areną niespokojnych snów romantyków i cichych rozmów zamieszkujących go duchów. Gdybym tylko mogła zostać w nim kiedyś na noc...

***

Dobrymi duchami tego budynku na pewno są wykładowcy – profesorowie, doktorzy, magistrowie i pani prodziekan. Tak się zdarzyło, że poza jednym wyjątkiem, uczą mnie same kobiety. Każda jest nieco inna – pani prodziekan opowiada dowcipy i – z tego co słyszałam na korytarzach – jest miłośniczką "Alicji w krainie czarów". Pisząca właśnie doktorat babka od tekstów staropolskich jest w zasadzie prawie studentką. Pani profesor od historii XIX wieku mówi tak cicho, że zagłuszają ją tramwaje, a studenci boją się oddychać. Na inne przedmioty też narzekać nie mogę – za każdym razem słyszę pełne pocieszenia słowa, że gdy czegoś nie rozumiem, mam pytać albo przyjść na dyżurze, i w zasadzie jak będę się uczyć to wszystko załapię i na pewno będzie dobrze. Wszystkie wykładowczynie są dobrymi ludziami. Poza jednym wyjątkiem.

***

Czyli jedynym facetem, który nas uczy, profesorem P. od historii literatury (HLP). Bądźmy szczerzy – ten człowiek jest legendą, i zapewne każdy, kto otarł się kiedyś o WFPiK wie, o kim mówię. Słyszałam o nim straszne pogłoski jeszcze zanim mogłam rejestrować się na przedmioty, więc wyobraźcie sobie moje przerażenie, gdy zobaczyłam, że muszę zapisać się do jego grupy na HLP, bo wszystkie inne są zajęte!

W czwartek miałam pierwsze zajęcia, i w zasadzie nadal nie wiem, czy próbować uciekać, czy zostać i zobaczyć jak długo pożyję. Profesor P. jest człowiekiem o ogromnej wiedzy, charyzmie i wyróżniającym się charakterze – to przyzna każdy. Poza tym jest szalenie wymagający – o czym już się nieszczęśni przekonaliśmy, dostając tydzień na przeczytanie Trenów z opracowaniem (koniecznie beenka z serii pierwszej!) oraz miesiąc na nauczenie się historii od starożytności do kongresu wiedeńskiego, ze starego podręcznika do liceum, którego zdobycie dzisiaj jest prawie niewykonalne. Cóż.

Grupa na fb mojej filologii podzieliła się na trzy odłamy – odłam pierwszy ma HLP z kimś normalnym, więc ciągle wypytuje innych o "tego P.". Odłam drugi profesora masochistycznie uwielbia i podziwia (jak nietrudno zgadnąć, w tej grupie jestem ja). Odłam trzeci twierdzi, że jest wariatem, i już zaczyna zapijać przyszłą tragedię i smutny koniec swojego żywota.

W jednym odłam drugi i trzeci się zgadzają – godziny ślęczenia nad książkami to NIC w porównaniu z niezaliczeniem jakiegoś sprawdzianu i koniecznością pójścia SAMEMU do profesora P. z prośbą o poprawkę. Jestem pewna, że wszyscy woleliby wyszorować szczoteczką do zębów cały gmach WFPiK łącznie z witrażami, niż samemu stawić czoła naszego drogiemu profesorowi.

Dziwicie się, czemu tylko o tej jednej personie piszę? Zapewniam, że nie tylko ja tak mam – damskie toalety od czwartku huczą od plotek, żalów i zachwytów, a pierwszym pytanie przy poznawaniu nowej osoby jest "masz HLP z P.?"
Także tego :D
***

Charakterystyczną cechą mojego wydziału jest stała grupka palaczy stacjonujących przed głównym wejściem. Samym wchodzeniem i wychodzeniem z zajęć można zostać biernym palaczem. A policja zaciera rączki, bo tuż obok jest przystanek tramwajowy, więc mandaciki lecą.

***

Wiem, jestem dziwna, ale w piątek zamiast na imprezę poszłam do kościoła :D
Wszystko przez znajomą z liceum, która mnie zaprosiła do dominikanów, oraz przez moją chandrę i tęsknotę za przyjaciółmi i "dawnymi, dobrymi czasami". Chandra to bardzo zła rzecz, przez nią dałam piątaka skrzypkowi grającemu na Rynku, bo grał tak smutno że aż mi się lepiej zrobiło :C

Poszłam i ostatecznie stałyśmy tam dwie godziny, bo jeszcze jakieś modły wschodnie odprawiano. Wspaniały chór tam mają. Zaraz podreptałyśmy pogadać z chórem, bo koleżanka śpiewa, i zostałyśmy odesłane do scholi akademickiej. Biję się z myślami – spróbować znowu śpiewać (mam za sobą wiele lat w scholi) czy dać spokój i uznać, że aż tak ładnego głosu nie mam? Ostatecznie poszłyśmy na herbatę do mnie. Jako że klin klinem, najlepszą metodą na tęsknotę okazało się wspominanie starego, dobrego liceum, starych przyjaciół i tego, jak fajnie było w maturalnej.

Oj trudno przestawić się do życia na studiach – naprawdę. U mnie poszło w tęsknotę za przyjaciółmi i w ogóle – za moją stabilną sytuacją w paczce znajomych w liceum. U koleżanek z roku raczej idzie w tęsknotę za rodziną, rodzeństwem, rodzinnym miasteczkiem... Rozmowy studenckie dotyczą na razie głównie jedzenia, profesora P. i tęsknoty. Gdzie ja żyję D:

***

Najzabawniejsze jest to, że te wszystkie stereotypy o studentach są prawdzie.
Przynajmniej u studentów, którzy pochodzą z niebogatych rodzin i mieszkają na stancjach/ w akademiku.
Stałam sobie w kolejce do dziekanatu. Przyszła dwójka znajomych. Zaczęliśmy gadać o parówkach i różnych sposobach ich przyrządzania. narzekałam, że nie mam blachy do piekarnika na stancji – kumpel pocieszył mnie, że on przez pierwszy miesiąc w ogóle nie używał lodówki i żyje.

***

Miałam tak zły humor, że kupiłam sobie parówki na pocieszenie. Zdałam sobie sprawę, że każda kosztuje złotówkę, więc jem po pół. Pasują idealnie do bułki i ketchupu. Ciekawe, co myślą sobie o mnie współlokatorki, widząc że trzymam w lodówce tylko ketchup, pół parówki, mleko i margarynę :D

***

W ogóle odkryłam, że jedzenie nie jest jakieś tam ważne. I nie żebym już nie miała kasy na podstawowe produkty – po prostu nie widzę potrzeby jedzenia czegoś ciekawego czy zróżnicowanego. Od czterech dni jadam głównie bułki z czymś (parówką/serkiem topionym/powidłami z domu) i makaron z sosem z Biedry. Popijam zieloną herbatą i kawą. Całe dzieciństwo byłam raczej strasznym podjadaczem i grubaskiem, na studiach nagle porzuciłam to w 100% i nie widzę, żeby w czymkolwiek przeszkadzała mi pusta lodówka.
Grunt, że jest kawa.

***

Mogłabym Wam tak mówić i mówić o tym, jakie to dziwne, zabawne i fascynujące są studia, ale chyba najlepiej podsumować cały ten wywód zdaniem pewnej pani profesor:
"Na polonistyce dzieją się czasami dziwne rzeczy".

Mam nadzieję, że te dziwne rzeczy będą dla mnie szaloną inspiracją do dalszych wpisów. Strasznie długo nie było mnie na blogu, wiem, ale zapewniam Was, że ja przez to cierpiałam najbardziej!

pozdrawia serdecznie
Hipis


PS. Fejs jest na górze, po prawej, a każde nowe polubienie jest na wagę złota, więc nie bójcie się udzielać mi wsparcia :D
Od samego patrzenia na mój uroczy blok można dostać depresji. Polecam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz