19 grudnia 2016

Romantyzm dzieci nauczycieli


Dzieci nauczycieli zawsze się odnajdują. Dzieci nauczycieli po prostu widać. Zanim poszłam do zerówki, było już postanowione, z kim się będę przyjaźnić. Bo ona też miała mamę nauczycielkę i babcię nauczycielkę. Dobry kontakt mam z nią do dzisiaj. Ona będzie nauczycielką. Ja jeszcze nie wiem…


Bycie dzieckiem nauczycieli to ciągłe zadziwienia w kontaktach z ludźmi. Od małego do starości.
To poważny szok, gdy okazuje się, że nie wszyscy mają w domu kilkaset książek. Albo że inne dzieci muszą ćwiczyć czytanie. Albo że nie każde dziecko w podstawówce wie, kim był Jagiełło, i nie umie wskazać podziału ziem polskich po trzecim rozbiorze (nic tak nie edukuje jak oglądanie sprawdzianów, które sprawdza mama.)
Masz szacun na wsi. Twoi rodzice są prawie że drudzy po księdzu proboszczu. Tata uczy w prywatnej szkole katolickiej. Mamę i babcię znają wszyscy w obrębie kilkunastu wsi i trzech pokoleń.
Oznacza to też, że niektórzy ludzie próbują ukraść ci bramę, pomalować płot biała kredą albo wygrażają ci na ulicy, bo twoja mama udupiła ich z historii w gimnazjum, a inni dają ci zniżkę na różne  usługi rzemieślnicze, bo mama jednak ich przepuściła do kolejnej klasy.
W dalszym życiu zauważasz, że naturalnie otaczasz się innymi dziećmi nauczycieli. Oni też poszli do tego dobrego liceum dla ludzi ambitnych, acz niebogatych. Oni też wierzą w naukę. Wierzą, że ona się nimi zaopiekuje, pozwoli na zdobycie tytułu naukowego, że przyczynią się do czegoś wielkiego i mądrego, że będą uczyć innych ludzi, odkrywać nowe drogi... Chcą być lepsi od swoich rodziców. Marzą się doktoraty, posady w instytutach, medycyna, prawo, laboratoria i biblioteki. Ufamy nauce i szukamy mądrości, to wynieśliśmy z domu, i rzadko wyobrażamy sobie, że mogłoby być inaczej.
Idziemy na studia i próbujemy ogarnąć się, i coraz bardziej idziemy w ślady swoich rodziców. Mamy poczucie, że zaczynamy się liczyć dla tych staruszków.
Ten moment, gdy mama przyjaciela dyskutuje z tobą o fonetyce...
Pani profesor, która uczy mnie historii XIX wieku często wspomina o swoim ojcu. Urodził się on koło 1904 roku, był historykiem, wykładowcą. Często powołuje się na jego prace. Jest naprawdę bardzo wiekową osobą, ale nadal uparcie drepcze na katedrę w sali wykładowej, w której zagłuszają ją nawet tramwaje, i wspomina z rozrzewnieniem, jak to kiedyś przed swoimi wykładami dyskutowała o nich z ojcem, porównując opinie i fakty o różnych wydarzeniach historycznych – które on widział na własne oczy...

Rozmawiając z innymi ludźmi starasz się być delikatny, i najlepiej w miarę szybko wspomnieć o tym, że jesteś dzieckiem nauczycieli, żeby rozmówcy nie zdążyli zacząć psioczyć na swoich znienawidzonych belfrów, których największym grzechem było to, że mieli ideały i chcieli czegoś nauczyć.
Na wszelki wypadek nie umawiasz się z facetami, którzy nie są studentami. Niebezpiecznie jest wchodzić w świat innych wartości. No i musisz mieć z kim gadać o swoich spostrzeżeniach i książkach.
Trudno zmienić środowisko. Nawet nie chcesz zmieniać środowiska. Odwiedzasz przyjaciół-studentów z innego miasta. Kumpel przegląda twój podręcznik do fonetyki. „O, masz tu też alfabet międzynarodowy… Przeczytaj mi to słowo… A w angielskim jest taki znak, który wygląda mniej więcej tak…”. I co z tego, że stoimy w piżamach w drzwiach pokoju...

W końcu odkrywasz, że jesteś zupełnie niedostosowany do dzisiejszego życia. I że prawdopodobnie zostaniesz nauczycielem. I żoną nauczyciela. Bo nie znasz innego życia.
Jak to zmiana pracy? Jak to korporacja, media, praca w reklamie, praca w domu? Jak to 20 dni weekendu? Jak to wyjazdu służbowe?
Dzieci nauczycieli nauczone są bardzo logicznego schematu.
Praca = życie. Praca = pasja.
Moi rodzice są nauczycielami 24/7.
Już pomijając fakt, że przynoszą pracę codziennie do domu, przeważnie w postaci ton zeszytów i klasówek. To jest szersze.
Moi akurat są historykami. Dom tonie w książkach historycznych. I powieściach historycznych dla dzieci i młodzieży. I starych podręcznikach. Dzieciom opowiadało się zamiast bajek mity i legendy, a czasem po prostu historię rodu Jagiellonów. Wakacje – zamki, bunkry, forty, muzea. Wylegiwanie się na plaży? W życiu. Idziemy na Westerplatte.  „Tato, a z której strony miała przyjść armia niemiecka? A jak to działko strzelało?” Znajomi archeolodzy, znajomi historycy, łażenie po zamkach i ruinach. "Moi zdaniem tu było takie małe podzamcze. A to wygląd na kaplicę, te duże okna... Ej, patrzcie, tu są fajne skorupy" Mieliśmy w domu garnuszek ze skorupami. Epoka żelaza, epoka brązu... W wieku niespełna dziesięciu lat trzymałam w rękach tysiąclecia. Wykopywałam kości z ogródka. "Tato, a czy to ludzkie? Jak to krowie... Ja chciałam ludzkie...". Książek historycznych ciągle przybywało. Pożyczyłam kiedyś od koleżanki mangę nawiązującą do historii międzywojnia (Hetalia!). Zaniosłam ją mamie "Patrz, fajny materiał dla dzieciaków, możesz polecać tym z szóstej klasy..." Nie pozwoliła mi wziąć na studia hełmu z II wojny światowej. "Wykop sobie własny". Ale nieśmiertelnik po dziadku wzięłam. Sabatonu zaczęłam słuchać, bo tata sobie na moim laptopie ściągał kawałki Sabatonu potrzebne na lekcje.
Może nie wszyscy nauczyciele tacy są. Ci, których ja znam, spełniają model świetnie. Obojętnie czego uczą.

Nas nauczono, że praca jest pasją. Nie sposobem na zarabianie pieniędzy. Nikt nie zostałby nauczycielem dla pieniędzy, bo co to za pieniądze... Nie jest czymś, co się odwala i wraca do domu. Nie jest sposobem na ustawienie się w towarzystwie, nie jest robotą dla jakiejś korporacji. Dzieci nauczycieli nie widzą "roboty" jako kilkunastu godzin męczarni, podczas których tylko spogląda się na zegar albo ogląda kotki w Internecie. Nikt nas nie uczył, o co chodzi w biznesie, jak się "robi" pieniądze, jak się dąży do awansu. Sprzedawanie czegoś komukolwiek budzi u nas trudną do określenia niechęć. Reklama, zachęcanie, kontakt z klientem, sztuczne uśmiechanie się, wciskanie na siłę? Dla nas to jakieś takie podejrzane moralnie. Świat dużych pieniędzy w ogóle jest podejrzany.

Jesteśmy zupełnie bezużyteczni w kwestii dużych pieniędzy i marketingu. I mediów. I elastyczności. Współczesność odrobinę nas niepokoi.
Cieszę się studiami. Wszystkimi niepraktycznymi rzeczami. Całą tą łaciną i historią filozofii. Bo na ile pasja, ambicja i miłość do danej nauki pomoże mi w przyszłości? Ciekawe, kto z nas zostanie nauczycielem…


/pisane na podstawie rozmów z moimi znajomymi dziećmi nauczycieli/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz