Znalazłam dzisiaj na
podwórku jeża.
Tradycyjnie- mój pies
chciał go zeżreć, biegał dookoła i szczekał jak szalony, z tą
charakterystyczną, dziką nutką w głosie, po której zawsze poznaję, że spotkał
się z czymś mu nieznanym na co dzień- z dziką przyrodą.
Pobiegłam, podekscytowana do ogrodu z wielką latarką i natychmiast zauważyłam małą, szarą
kulkę, leżącą koło psiej budy.
-Jeż, jeż! Siostra,
weź psa!
Mój kundelek nerwowo
biegał dookoła kulki, obawiałam się, że chcąc mnie bronić, zrobi coś zwierzątku.
Podeszłam do jeża i
oświetliłam go mocnym strumieniem światła. Nie ruszał się. Z boku, z gęstwiny
cieniutkich kolców wystawał mały, szary pyszczek, podkulony najmocniej jak się
da pod zbawienną ochronę igieł.
Bardzo delikatnie
szturchnęłam go końcem trampka- był taki lekki, delikatny, pomyślałam, że chyba
jest martwy, bo był zupełnie bezwładny, zero reakcji, nawet pyszczkiem nie
ruszył.
Postanowiłam jednak
dać mu szansę.
Stałam nad nim i
oświetlając go latarką, wpatrywałam się w pokrywę kolców.
W końcu lekko się
ruszyła. Nie byłam pewna, czy to nie złudzenie optyczne, wywołane migotaniem
światła latarki w mojej, bądź co bądź, trzęsącej się trochę dłoni.
Ale nie. Kolczasty
bok poruszył się jeszcze kilka razy. Dało się zauważyć w tym rytm. Bardzo
spowolniony rytm oddychania. Żyła bestia. Odetchnęłam-trochę z ulgą.
A trochę poczułam się
głupio.
To jego udawanie
martwego, ten powolny, prawie niezauważalny oddech... Bał się mnie. Kulił się
przede mną, starając się zniechęcić mnie do zamordowania go. Byłam jego
najgorszym wrogiem.
Gdyby potrafił czuć
świat według naszych, ludzkich reguł, pewnie by mnie nienawidził.
Regularnie niszczę
jego dom, pozbywając się desek i paląc zeschłe liście w ogrodzie. Atakuje go mój
dziki pies, gdy tylko próbuje podejść do jego miski i co nieco uszczknąć. Atakuję
go ja, kieruję na niego zdradzieckie światło, wpycham go na łopatę i wynoszę
nie wiadomo gdzie. Każdy by się wkurzył.
Tata zawołał mnie na
tyły ogrodu, gdzieś też poprzednio ujadał pies- może jest tu jeszcze jeden jeż?
Nie było-przeszukałam cały ogród. Gdy wróciłam do „mojego” jeża... drania już
nie było. Właśnie wdrapywał się na niski, betonowy kloc leżący pół metra od
budy. Zastygł w świetle latarki, z jedną łapką jeszcze postawioną na ziemi.
Musiał czuć się jak
więzień, przyłapany przez strażnika, gdy akurat chciał przeskoczyć więzienny płot.
Musiał czuć obrzydliwy zapach
śmierci tuż nad sobą. Przegrał.
Los dał mu ostatnią szansę, a on ją zmarnował i dał się złapać. Teraz nie może nawet zwinąć się w kulkę.
Został bezczelnie przyłapany w najgorszym momencie- tym większa i boleśniejsza
jest jego porażka.
Oczywiście czułby to
wszystko, gdyby nie był jeżem, jako jeż czuł zapewne instynktowną chęć
zwinięcia się w kulkę...
Tata przyszedł z
łopatą i delikatnie wsadził na nią delikwenta, który momentalnie zwinął się w
kulkę, i w taki stanie został odtransportowany w wielką kupę liści do ogrodu
mojego stryjka, z którym sąsiaduję. Natychmiast wlazł do połowy pod stertę
desek, i zatrzymał się, jakby czekał, aż sobie pójdziemy. Poszliśmy. Psa
zamknęliśmy w innej części działki, żeby na niego nie polował.
Nietrudno zauważyć,
że w modzie są dzisiaj jeże. Twierdzi się, że są słodkie, że fajnie je hodować
w domu, że urocze, że taaaakie hipsterskie...
Ja tego nigdy nie
zrozumiem.
W psach na przykład widzę
dużo miłości, tą dziką radość z powrotu właściciela... To przywiązanie. Psy
są słodkie i zawsze lubię mieć przy sobie jakiegoś psa.
Z jeżami jest jednak
inaczej. To dzikie zwierzęta. Patrzą na mnie jak na intruza, wroga, który
wpycha się do ich świata. Jak można porównywać nienawiść z miłością?
Okey, dla kogoś jeż
jest słodki. Ale ja od dziecka spotykałam jeże w ogrodzie. Nie lubiły mnie.
Kuliły się, uciekały, bały się mnie. Dlatego nie kojarzą mi się z milutkimi
zwierzątkami, które się trzyma w domu, tylko z takim miniaturowym przejawem
dzikiej, nieokrzesanej przyrody, która nie chce, bym ja-człowiek- wtrącał się
do ICH świata.
Jestem pewna, że
gdyby były większe, bez odrobiny wyrzutów sumienia polowały by na ludzi.
I tak jest ze wszystkimi dzikimi zwierzętami, któe próbujemy udomowić i "uczłowieczyć".
Nie wyobrażajmy sobie, że wszystkie stworzenia będą podlegać naszej woli...
Tyle w temacie jeży,
którym zainteresowałam się w zasadzie tylko dlatego, że spotkałam dzisiaj jeża
w ogrodzie. I zrobiło mi się dziwnie, gdy patrzyłam, jak delikatnie, ostrożnie
oddycha...
przepraszam za te przecinki, mnie też się nie chcą słuchać...