31 stycznia 2016

Moje życie z chaosem.



O rany, też znacie ten stan, kiedy teoretycznie powinniście zajmować się nauką, nadganiać zaległości i pisać jakieś tam bzdurne teksty na niemiecki, ale wasze myśli znalazły nowy motek włóczki i przędą się jakby dorwała je setka prząśniczek po red bullu?
Moje myśli uwielbiaj tak robić, to jest po prostu ich środowisko naturalne! Jestem złożona w 80% z szaleństw i chaosu!

Piszę pracę na niemiecki i przed chwilą pewna myśl wpadła na mnie z siłą fali tsunami, prawie zrzucając mnie z krzesła. Nie będę wdawać się w szczegóły, bo to myśl dość osobista, ale z grubsza i ironicznie można by określić ją jako odkrycie w wieku prawie że schyłkowym (czyli niepełne 19 lat), że może jednak nie wszyscy ludzie to wredne mendy bez serca które próbują cię zniszczyć, i może nawet niektóre-zaznaczam, niektóre- z tych dwunożnych potworów czują to co ty i zmagają się z podobnymi problemami, ba, może ty już wyrosłeś z danego problemu jak ze śpioszków, a oni nadal w nim siedzą i czekają na kogoś, kto ich pocieszy i pokaże gdzie są guziczki?

Nie no, akurat na mnie nie ma co liczyć w takich sprawach, bo co mi się mogło w życiu nie udać, to mi się nie udało. Nie wiem jak zdobywać przyjaciół, nie wiem jak podejmować ważne decyzje, nie umiem planować swojego czasu ani nie jestem obowiązkowa. Popełniam stale te same błędy i pozwalam, by mój wewnętrzny chaos dyktował mi swoje warunki pokoju i traktował mnie jak traktat wersalski Niemcy!
Życie samo z siebie pcha mnie do przodu, jak na zjeżdżalni w aquaparku, nie daje mi jednej, biednej, samotnej jak sierotka Marysia chwili, bym mogła się zastanowić, która nogawka spodni historii mi się bardziej podoba. Choćby która ma ładniejszy kolor ścian! Nie, nic nie jest mi dane. Ani moment. Może to jest właśnie PRZEZNACZENIE? W sensie, ludzie wymyślili sobie przeznaczenie, bo tak naprawdę nie mają czasu by zastanawiać się nad swoimi krokami, robią głupoty, a potem zwalają, że to było przeznaczenie?

I piszą o tym miliony książek fantasy. Nigdy nie zrozumiem po co pisać książki fantasy o czymś, co nie zdarza się normalnym ludziom. Bo mi jakoś przeznaczenie się nie zdarza.

Wiecie co? Nawet gdy podejmę jakąś decyzję, ona natychmiast zostaje korygowana przez los, albo w ogóle nie zostaje wprowadzona w życie. W gimnazjum postanowiłam być chemikiem. Chciałam pracować w laboratorium. Daleko od ludzi. Bardzo daleko. W świecie niesamowitej precyzji i mnóstwa szklanych rzeczy które mogą się potłuc, chciałam oddać swoje życie nauce i opanować- chociaż trochę- mój drogi wewnętrzny chaos. I co? Poszłam na profil humanistyczny, który jest prawdziwą wylęgarnią chaosu, na którym chaos karmi się jak kruki na padlinie niedźwiedzia!

W pierwszej klasie liceum, a ściślej w ciągu dwóch pierwszych dni liceum, wybrałam sobie przyjaciół. Ze stosunków międzyludzkich zawsze miałam pały, wręcz powinnam mieć ocenę -6 i zostać wyrzucona ze społeczeństwa jako nad wiek niedorozwinięta, ale niestety tak to nie działa. Ludzie muszą mnie znosić, a ja ich.

Po pierwszym roku w liceum okazało się, że moje plany przyjacielskie też raczej spełzną na niczym, i to nawet nie przez chaos, tylko przez los, który jednych ludzi ode mnie zabrał, na innych za to mnie wrzucił.
Nowi znajomi okazali się IDEALNIE chaosogenni. Od zakończenia pierwszej klasy właściwie każda moje decyzja powodowała dokarmianie uśpionego na razie Chaosu przez duże C oraz depresji. Szkoda że o tym nie wiedziałam i jak beztroski Hipisek tworzyłam codziennie pożywną karmę dla tych dwóch potworów i sypałam ją do klatek. Aż do momentu, aż bydlaki urosły tak, że rozwaliły klatki i zrobiły najazd na miasto, zniszczyły Nowy Jork, strącały helikoptery i tak dalej. A ja patrzyłam przez zaparowane okulary i wołałam „Cip cip, chaosku, cip cip! Zostaw tych biednych ludzi...”

Razem z Chaosem i Depresją trafiliśmy do więzienia, które mieściło się na półpiętrze w mojej szkole. Mogliśmy tylko patrzeć na ludzi, którzy przechodzili, oraz patrzeć przez okno. Widać było kawałek boiska szkolnego, opuszczony budynek B, czyli Belweder, śmietniki szkolne obudowane w małą wiatkę, papę na ich dachach, papę na dachu wąskiej kamienicy, jej brudne okna, podwórko, linki na pranie, mały ogródek, staw, a dalej gęste Terasy i kawałek panoramki na całą Bydgoszcz. Patrzyliśmy sobie na to i planowaliśmy, jak to pewnego dnia otworzymy okno! Ja wskoczę na parapet, Chaos rzuci mnie, a potem Depresję na daszek śmietnika, potem skoczy sam, wdrapiemy się po drutach piorunochronu na dach kamienicy, weźmiemy rozpęd i polecimy z dachu na całą Bydgoszcz, jaką tylko możemy sobie wyobrazić. I będziemy wolni, wreszcie wolni, dostaniemy niesamowitą i niewyrażalną w pieniądzach możliwość patrzenia codziennie na inny dach.

Idąc do trzeciej klasy pozbyłam się już mniej więcej towarzystwa Depresji. Myślę, że zbyt depresyjnie na nią działałam i się w końcu załamała, ile można pracować z takimi osobami jak ja. Polazła se, zostawiła mnie samą tylko z Chaosem, który zmalał i stał się chaosem przez małe c. Nie chciała płacić alimentów. Nie zwracała uwagi na moje skargi i odwołania, że zostawiła mnie z małym chaosem w złym stanie psychicznym i że nie mamy z czego żyć. Depresja to straszna suka, jakbyście nie wiedzieli, nie wiadomo czy jest gorsza, gdy z nią jesteś, czy gdy już sobie pójdzie.
A trudno ułożyć sobie świat bez niej. Spróbujcie ułożyć puzzle bez obrazka na opakowaniu i z brakiem 1/3 elementów. I jeszcze zgadnijcie, co obrazek przedstawia. To wtedy mniej więcej poczujecie się jak ja z chaosem.

Jakoś tak teraz żyjemy z chaosem, ja pracuję po godzinach w kebabie, a on roznosi ulotki o szkole pomaturalnej.

O kurde, wyszedł mi z tego film pełnometrażowy chyba...

I dlatego zaczęłam zastanawiać się, kto jeszcze żyje z chaosem. Kto jeszcze chodzi z problemami i próbuje je po cichu zostawić pod ławką na dworcu pkp. Przykro mi, to się raczej nie uda, zawsze zaczną w końcu ryczeć i ciebie szukać. Dla twoich problemów jesteś najważniejszy na świecie.

Nie wiem, czy też tak macie, ale ja mam w głowie powieszoną na ścianie listę rzeczy, które powinnam robić, i cech, które powinnam posiadać.
Jest tam mocne postanowienie, że przestanę wyżywać na kumplu-basiście swoich pretensji do świata, jest pokora, jest Spełnienie Oczekiwań Rodziców, jest prawdziwa, głęboka wiara, jest wysoka samoocena i pewność siebie, jest obowiązkowość, jest też konieczność bycia człowiekiem wesołym i towarzyskim, najlepiej też realistyczno-optymistycznym. No czaicie, wiara, nadzieja i miłość. Są ogólnie wszystkie rzeczy i stany, które chciałam w życiu osiągnąć, które wpojono mi przez te 19 lat- bez tego nie będziesz człowiekiem! Musisz nabić sobie odpowiedni level w byciu człowiekiem, bo nie będziesz szczęśliwa, tylko będziesz zwykłą mendą i spłoniesz w piekle. Ha.

Im częściej patrzę na tę listę, coraz bardziej się powiększającą i rosnącą, tym bardziej jej nienawidzę i tym bardziej chcę, razem z chaosem, zniszczyć ją i wywalić za burtę. Ostatnio dużym pocieszeniem jest dla mnie fakt, że mogłabym nawet nie być tak miła i grzeczna, jak jestem teraz, i naprawdę olewać cały świat, wszystkie jego zasady, wszystkie normy niepisane i Dekalogi. Czyż to nie piękna władza nad swoim istnieniem?



Chciałam opowiedzieć Wam historię pewnego chaosu. Gdyby miała prawo do jednego pytania do Boga zapytałabym: kiedy ten cholerny chaos się skończy? Według Greków miał skończyć się wraz z powstaniem świata, skąd ta zwłoka w moim umyśle?

Może muszę dosłać jakieś dokumenty, albo bank ma opóźnienia... Jak się dowiem, to powiem.

pozdrawiam
Hipis

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz