O rany, też znacie ten stan, kiedy teoretycznie powinniście zajmować się nauką, nadganiać zaległości i pisać jakieś tam bzdurne teksty na niemiecki, ale wasze myśli znalazły nowy motek włóczki i przędą się jakby dorwała je setka prząśniczek po red bullu?
Moje
myśli uwielbiaj tak robić, to jest po prostu ich środowisko naturalne! Jestem
złożona w 80% z szaleństw i chaosu!
Piszę
pracę na niemiecki i przed chwilą pewna myśl wpadła na mnie z siłą fali
tsunami, prawie zrzucając mnie z krzesła. Nie będę wdawać się w szczegóły, bo
to myśl dość osobista, ale z grubsza i ironicznie można by określić ją jako
odkrycie w wieku prawie że schyłkowym (czyli niepełne 19 lat), że może jednak nie
wszyscy ludzie to wredne mendy bez serca które próbują cię zniszczyć, i może
nawet niektóre-zaznaczam, niektóre- z tych dwunożnych potworów czują to co ty i
zmagają się z podobnymi problemami, ba, może ty już wyrosłeś z danego problemu
jak ze śpioszków, a oni nadal w nim siedzą i czekają na kogoś, kto ich pocieszy
i pokaże gdzie są guziczki?
Nie no,
akurat na mnie nie ma co liczyć w takich sprawach, bo co mi się mogło w życiu
nie udać, to mi się nie udało. Nie wiem jak zdobywać przyjaciół, nie wiem jak
podejmować ważne decyzje, nie umiem planować swojego czasu ani nie jestem obowiązkowa.
Popełniam stale te same błędy i pozwalam, by mój wewnętrzny chaos dyktował mi
swoje warunki pokoju i traktował mnie jak traktat wersalski Niemcy!
Życie
samo z siebie pcha mnie do przodu, jak na zjeżdżalni w aquaparku, nie daje mi
jednej, biednej, samotnej jak sierotka Marysia chwili, bym mogła się zastanowić,
która nogawka spodni historii mi się bardziej podoba. Choćby która ma
ładniejszy kolor ścian! Nie, nic nie jest mi dane. Ani moment. Może to jest
właśnie PRZEZNACZENIE? W sensie, ludzie wymyślili sobie przeznaczenie, bo tak
naprawdę nie mają czasu by zastanawiać się nad swoimi krokami, robią głupoty, a
potem zwalają, że to było przeznaczenie?
I piszą o tym miliony książek fantasy. Nigdy
nie zrozumiem po co pisać książki fantasy o czymś, co nie zdarza się normalnym
ludziom. Bo mi jakoś przeznaczenie się nie zdarza.
Wiecie
co? Nawet gdy podejmę jakąś decyzję, ona natychmiast zostaje korygowana przez
los, albo w ogóle nie zostaje wprowadzona w życie. W gimnazjum postanowiłam być
chemikiem. Chciałam pracować w laboratorium. Daleko od ludzi. Bardzo daleko. W
świecie niesamowitej precyzji i mnóstwa szklanych rzeczy które mogą się potłuc, chciałam oddać swoje życie nauce i opanować- chociaż trochę- mój drogi
wewnętrzny chaos. I co? Poszłam na profil humanistyczny, który jest prawdziwą
wylęgarnią chaosu, na którym chaos karmi się jak kruki na padlinie
niedźwiedzia!
W
pierwszej klasie liceum, a ściślej w ciągu dwóch pierwszych dni liceum, wybrałam
sobie przyjaciół. Ze stosunków międzyludzkich zawsze miałam pały, wręcz
powinnam mieć ocenę -6 i zostać wyrzucona ze społeczeństwa jako nad wiek
niedorozwinięta, ale niestety tak to nie działa. Ludzie muszą mnie znosić, a ja
ich.
Po
pierwszym roku w liceum okazało się, że moje plany przyjacielskie też raczej
spełzną na niczym, i to nawet nie przez chaos, tylko przez los, który jednych
ludzi ode mnie zabrał, na innych za to mnie wrzucił.
Nowi
znajomi okazali się IDEALNIE chaosogenni. Od zakończenia pierwszej klasy
właściwie każda moje decyzja powodowała dokarmianie uśpionego na razie Chaosu
przez duże C oraz depresji. Szkoda że o tym nie wiedziałam i jak beztroski
Hipisek tworzyłam codziennie pożywną karmę dla tych dwóch potworów i sypałam ją
do klatek. Aż do momentu, aż bydlaki urosły tak, że rozwaliły klatki i zrobiły
najazd na miasto, zniszczyły Nowy Jork, strącały helikoptery i tak dalej. A ja
patrzyłam przez zaparowane okulary i wołałam „Cip cip, chaosku, cip cip! Zostaw
tych biednych ludzi...”
Razem z
Chaosem i Depresją trafiliśmy do więzienia, które mieściło się na półpiętrze w
mojej szkole. Mogliśmy tylko patrzeć na ludzi, którzy przechodzili, oraz patrzeć
przez okno. Widać było kawałek boiska szkolnego, opuszczony budynek B, czyli
Belweder, śmietniki szkolne obudowane w małą wiatkę, papę na ich dachach, papę
na dachu wąskiej kamienicy, jej brudne okna, podwórko, linki na pranie, mały ogródek,
staw, a dalej gęste Terasy i kawałek panoramki na całą Bydgoszcz. Patrzyliśmy
sobie na to i planowaliśmy, jak to pewnego dnia otworzymy okno! Ja wskoczę na
parapet, Chaos rzuci mnie, a potem Depresję na daszek śmietnika, potem skoczy
sam, wdrapiemy się po drutach piorunochronu na dach kamienicy, weźmiemy rozpęd
i polecimy z dachu na całą Bydgoszcz, jaką tylko możemy sobie wyobrazić. I
będziemy wolni, wreszcie wolni, dostaniemy niesamowitą i niewyrażalną w
pieniądzach możliwość patrzenia codziennie na inny dach.
Idąc do
trzeciej klasy pozbyłam się już mniej więcej towarzystwa Depresji. Myślę, że
zbyt depresyjnie na nią działałam i się w końcu załamała, ile można pracować z
takimi osobami jak ja. Polazła se, zostawiła mnie samą tylko z Chaosem, który
zmalał i stał się chaosem przez małe c. Nie chciała płacić alimentów. Nie
zwracała uwagi na moje skargi i odwołania, że zostawiła mnie z małym chaosem w
złym stanie psychicznym i że nie mamy z czego żyć. Depresja to straszna suka,
jakbyście nie wiedzieli, nie wiadomo czy jest gorsza, gdy z nią jesteś, czy gdy
już sobie pójdzie.
A
trudno ułożyć sobie świat bez niej. Spróbujcie ułożyć puzzle bez obrazka na
opakowaniu i z brakiem 1/3 elementów. I jeszcze zgadnijcie, co obrazek
przedstawia. To wtedy mniej więcej poczujecie się jak ja z chaosem.
Jakoś
tak teraz żyjemy z chaosem, ja pracuję po godzinach w kebabie, a on roznosi
ulotki o szkole pomaturalnej.
O
kurde, wyszedł mi z tego film pełnometrażowy chyba...
I
dlatego zaczęłam zastanawiać się, kto jeszcze żyje z chaosem. Kto jeszcze
chodzi z problemami i próbuje je po cichu zostawić pod ławką na dworcu pkp. Przykro
mi, to się raczej nie uda, zawsze zaczną w końcu ryczeć i ciebie szukać. Dla
twoich problemów jesteś najważniejszy na świecie.
Nie
wiem, czy też tak macie, ale ja mam w głowie powieszoną na ścianie listę
rzeczy, które powinnam robić, i cech, które powinnam posiadać.
Jest
tam mocne postanowienie, że przestanę wyżywać na kumplu-basiście swoich
pretensji do świata, jest pokora, jest Spełnienie Oczekiwań Rodziców, jest
prawdziwa, głęboka wiara, jest wysoka samoocena i pewność siebie, jest
obowiązkowość, jest też konieczność bycia człowiekiem wesołym i towarzyskim,
najlepiej też realistyczno-optymistycznym. No czaicie, wiara, nadzieja i miłość.
Są ogólnie wszystkie rzeczy i stany, które chciałam w życiu osiągnąć, które
wpojono mi przez te 19 lat- bez tego nie będziesz człowiekiem! Musisz nabić
sobie odpowiedni level w byciu człowiekiem, bo nie będziesz szczęśliwa, tylko
będziesz zwykłą mendą i spłoniesz w piekle. Ha.
Im
częściej patrzę na tę listę, coraz bardziej się powiększającą i rosnącą, tym
bardziej jej nienawidzę i tym bardziej chcę, razem z chaosem, zniszczyć ją i
wywalić za burtę. Ostatnio dużym pocieszeniem jest dla mnie fakt, że mogłabym
nawet nie być tak miła i grzeczna, jak jestem teraz, i naprawdę olewać cały
świat, wszystkie jego zasady, wszystkie normy niepisane i Dekalogi. Czyż to nie
piękna władza nad swoim istnieniem?
Chciałam opowiedzieć Wam historię pewnego chaosu. Gdyby miała prawo
do jednego pytania do Boga zapytałabym: kiedy ten cholerny chaos się skończy?
Według Greków miał skończyć się wraz z powstaniem świata, skąd ta zwłoka w moim
umyśle?
Może
muszę dosłać jakieś dokumenty, albo bank ma opóźnienia... Jak się dowiem, to
powiem.
pozdrawiam
Hipis