27 stycznia 2016

Tożsamość Hipisa





W ostatnich dniach zagłębiłam się w świat blogów lifestylowych  tak zwanych. Zalały więc mnie artystyczne fotki kawy, sposoby na organizację czasu, sposoby na rozważne kupowanie ubrań, przepisy na zdrowe owsianki z dziwnych owoców, których nie sprowadzają nawet do biedry, jeszcze więcej organizacji czasu, produktywność, kalendarze, plannery, dobre nawyki, modne nurty z anglojęzycznymi nazwami i ogólnie mnóstwo mądrości, sukienek i pastelowych barw, bo autorki wszystkie co do jednej są płci żeńskiej. 
Nie powiem, całkiem miły i interesujący światek, ze szczerym zaintrygowaniem otwierałam kolejne blogi i czytałam kolejne posty, oglądając kolejne kawy, plannery i białe biurka. Przemyślałam nawet problem zmiany szaty graficznej bloga na jakąś ładniejszą. Ciągle jednak miałam wrażenie, że coś mi tu przeszkadza.

Załapałam to po chwili- otóż na takich blogach czułam się wręcz osaczona przez pierwiastek kobiecy. I to powodowało, że do pewnego stopnia czułam się strasznie nieswojo. 

Mam swoją własną tożsamość- Hipisową. Źle czuję się i w środowisku zupełnie kobiecym, i zupełnie męskim. W zasadzie to nawet zabawne (mnie w tym roku wszystko śmieszy...). 
Najzabawniejsze jest to, że obie grupy- faceci i dziewczyny- uważają mnie za "radykała" i, ogólnie rzecz ujmując, dziwaka.

Z góry zaznaczam, że nie chodzi mi o tożsamość płciową. Skoro urodziłam się dziewczyną po cholerę mam to zmieniać albo zastanawiać się, kim naprawdę jestem. Wyrosłam z takich pytań jeszcze przed gimbazą. Ale wiadomo, w dzisiejszych czasach płeć jest pojęciem względnym, jedni wrzeszczą, że faceci zachowują się jak baby, inni, że dziewczyny zachowują się jak faceci, wszyscy mają o to wąty i problemy, a jeszcze inni mają problemy z tamtymi poprzednimi, bo im podobają się dziewczyny zamienione w facetów... Nie zapominajmy o tych, którzy zmienili płeć i mają wąty do świata, że ich nie akceptuje oraz tych, którzy mają wąty do transseksualistów za to, że tamci istnieją. Podsumowując- temat na czasie, wzbudzający wielkie zainteresowanie i mnóstwo kłopotów (oraz okazji do wrzeszczenia, robienia manifestacji i latania nago po ulicy-wiadomo). 

Chodzę w dżinsach i glanach, marzę o kupieniu sobie bojówek, uwielbiam męskie koszulki i kolor czarny, w życiu nie miałam makijażu, a ostatni raz byłam u fryzjera rok temu i wcale nie tęsknię. Gdy nie mam warkoczyków ludzie mówią do mnie per "pan".  Nigdy nie przeszkadzał mi ten stan rzeczy. Moje ciuchy są wygodne i praktyczne, wyglądam (podobno) szczuplej, ludzie czasami chwalą mnie za kreatywne rysunki, które robię na koszulkach. Jestem rozpoznawalna. 
Rzygam już tym, jak dziewczyny gadają o studniówce i sukienkach. Sukienki są brzydkie a rajstopy wiecznie mi spadają, litości, ile razy można podciągać te głupie potwory. Co gorsza wszystko to kosztuje niebotyczne sumy.

Jednak pewna część społeczeństwa uparcie raczy mnie frazami, że tak się ubierając nigdy sobie męża nie znajdę, że powinnam w końcu wydorośleć, że w moim wieku nikt się tak nie ubiera, że mam w końcu wyjść z gimbazy i zacząć zachowywać się jak kobieta. I takie tam. Dalej nie wiem, bo w tym momencie już wychodzę przez okno i nie wracam.

Z tego powodu zapewne większa część społeczeństwa uważa mnie za "babochłopa" i ogólnie niedojrzałą emocjonalnie gimbuskę, która musi zawsze zwracać na siebie uwagę i kryje męskimi ciuchami swoje kompleksy ("kupujesz sobie męską bluzę bo nie masz chłopaka, ha!"-tekst roku 2015). 

Całe szczęście że mam wrodzone poczucie humoru, bo bym takich ludzi mordowała gołymi rękami. 

Jestem całkowicie zadowolona z mojego babskiego sposobu myślenia, nawet jeżeli czasami trąci histerią i nielogicznością (ten moment, kiedy wstajesz rano cała w skowronkach i przypominasz sobie, że chyba znowu pokłóciłaś się wczoraj z przyjacielem, chociaż nie wiesz o co i w zasadzie nie wiesz po co, bo tak naprawdę nic do niego nie masz...). Jestem całkiem zadowolona z warkoczyków i lubię je nosić (próbuję nauczyć się robić warkocz czerpany, one wyglądają epicko). Ostatnio udało mi się dobrać kolor bluzy pod kolor trampków (i to nie był czarny!). Nigdy mi się nie zdarzyło, żebym przegapiła na ulicy jakiegoś faceta z gitarą (względnie bez gitary, ale spełniającego moje kryteria przystojności), a gdy mam zły humor oglądam sobie jakieś teledyski młodych zespołów rockowych, bo muzycy przeważnie są całkiem "wyględni" (pomijając perkusistów). Ba, nawet potrafię gadać o ciuchach, i nie raz zdarzyło mi się kupić coś tylko dlatego, że było na wyprzedaży. Ogólnie nie lubię zakupów, ale uwielbiam łazić po sklepach z wyposażeniem domu i szukać sobie wymarzonej filiżanki (i może od razu kompletu zastawy stołowej). I mogłabym tak długo wymieniać, bo nawet w Hipisie jest jakiś pierwiastek kobiecy. Nawet jeżeli nosi ona glany, a nie baleriny.

Myślę, że nie muszę mówić tego młodemu pokoleniu, ale widocznie starszemu by się przydało- dajcie ludziom żyć po swojemu. Nie narzucajcie mi, że muszę koniecznie w wieku osiemnastu lat ubierać się poważnie i kobieco, uwielbiać pastelowe barwy, meble z Ikei i różowe róże. Mogę być dorosłym i odpowiedzialnym człowiekiem nawet wtedy, kiedy będę ubrana we własnoręcznie namalowaną koszulkę z dinozaurami. Moim stylem życia jest czytanie książek s-f i fantasy, oglądanie filmów o kosmosie (ostatnio uwielbiam też filmy Tarantino, nie wiem czemu uważa się, że lubią go tylko faceci), interesowanie się historią, wojnami, łażenie po bunkrach. Nie wmawiajcie mi, że "z wiekiem ci przejdzie", bo na pewno po przekroczeniu dwudziestki nie przerzucę się nagle na romanse, kwiatki i romantyczne kolacje. 

z wiekiem robię się bardzo tolerancyjna- trochę dobrze, trochę straszno...

Mam swoją tożsamość- tożsamość Hipisa. Hipisa, która wychowywał się na chłopaka, chociaż była dziewczynką, układała klocki i odrywała lalkom główki, chociaż przed chwilą z zaangażowaniem karmiła je z butelki. Tacy ludzie się zdarzają, moi mili.

Żeby nie było- nie wyśmiewam kobiet. To, że uważam romanse za debilizm nie znaczy, że inni też mają tak myśleć. Nie ma nic smutniejszego niż ludzie, którzy się z tobą zgadzają we wszystkim.

Podsumowując cały wywód- stwierdziłam, że połączenie studniówki i blogów lifestylowych to zbyt mocna mieszanka i od dzisiaj czytam tylko te pisane przez facetów (noo, z pewnymi wyjątkami), kupuję sobie numer Nowej Fantastyki i wracam do moich wojen, rzezi i bunkrów. Podejrzewam, że wtedy poczuję się lepiej (a na pewno poczuję się bardziej określona). W ogóle chciałabym być edytorem specjalizującym się w książkach fantasy- mogłabym z tyloma świetnymi autorami pogadać, tyle nigdy nie wydanych książek przeczytać...

Wam też polecam jasno określić sobie swoją tożsamość i trzymać się jej tak długo, póki Wam pasuje, dopóki ma jakiś sens. Potem można ją spokojnie wywalić. Hasło na dziś- nie dajmy się upupić Formie. 

pozdrawia serdecznie z samego epicentrum nauki historii
Hipis


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz