Nie
pamiętam, czy na blogu sarkałam na dorosłość, ale na pewno robiłam to w realu.
Taki smutny Hipis, który bardzo dobrze czuje się jako siedemnastoletnie
dziecko. Ludzie często nie uświadamiają sobie, ile naprawdę mają lat. Np. mój o
rok zaledwie młodszy brat ciągle myśli, że ma 15 lat, chociaż świat tak na oko
daje mu 19. Ale gdy człowiek przyzwyczai się do 15...
Gdy
człowiekowi bardzo dobrze jest jako siedemnastolatek, to za nic nie chce
przekroczyć granicy lat 18. No bo dorosłość to jak ostatnia prosta przed
śmiercią. Bo dorośli są poważni i nudni. Bo dorosłość zmienia. Bo świat będzie
wymagać. Odpowiedzialności, logicznego myślenia. Nie będzie można mieć głupich
humorów, chandry kiedy się chce, zielonych włosów, pacyfy na szyi i
plecaka z jednorożcem. No smuteczek.
Dorosłość to koniec czegoś.
Tak
bardzo skuteczny koniec, że chociaż pamiętam dzisiaj moje stare argumenty,
które przytaczam, to zupełnie nie umiem się z nimi utożsamiać.
Wbrew
temu, co się często mówi, dorosłość naprawdę coś zmienia, przynajmniej u mnie
zmieniła.
--->
Wyrwałam się ze schematu szkolnego. Dla niektórych może w ogóle nie istnieje
schemat szkolny. Te wszystkie zasady, których trzeba przestrzegać, ta cała
nagonka, żeby uczniowie nie palili, nie przychodzili do szkoły na kacu,
przynosili usprawiedliwienia od rodziców, krzyczenia na uczniów... Akurat w
liceum już nikt na mnie nie krzyczy, ale po gimnazjum mam uraz. Zawsze byłam
grzeczną uczennicą- tak odruchowo, z nawyku, córką też starałam się być dobra.
Po osiemnastce zaczęło mnie to irytować. Po co tak latać za dorosłymi ludźmi? I
to jeszcze poważnymi, bo w moim liceum za dużo debili nie ma. Od kiedy mogę
sama podpisywać sobie zgody na wycieczki i takie tam bzdury (niestety, zwolnień
nie mogę sobie pisać, a szkoda) czuję się człowiekiem o wiele bardziej
szanowanym przez społeczeństwo. Normalniejszym.
--->
Wstęp do klubów. Nie łażę za dużo po klubach, tylko na koncerty, albo wpadam do
Cybermachiny. Może niektórych bawi przemykanie się w wejściach i wciskanie
barmanowi, że ma się dowód w innych spodniach, ale dla mnie to zawsze było
głupie i niemiłe moralnie. Wolę być dorosła.
Podobnie
ze stronami w internecie albo filmikami na yt, które w końcu przestały
pokazywać mi ostrzeżenia o treści nieodpowiedniej dla niepełnoletnich, albo
takie rzeczy blokować.
--->
Moja ulubiona zmiana- w końcu sama odpowiadam za siebie.
Jestem
osobą dość samodzielną.
Nie
lubię niepokoić rodziców moimi sprawami. W ogóle nie lubię niepokoić ludzi
swoją osobą. Póki mogę robię wszystko sama, gdy nie mogę, zgłaszam się z prośbą
do przyjaciół.
Przed
feriami zimowymi miałam niezłe rajdy z Zarządem Dróg. Ogólnie poszło o to, że
chciano mi wcisnąć mandat, który dostałam nie ze swojej winy. Z urzędu, który w
Bydgoszczy zajmuje się anulowaniem mandatów, zostałam wysłana do Zarządu, bo
sprawa była dość skomplikowana. Oczywiście Zarząd musiał znajdować się w
zupełnie innej części miasta, na szczęście panie z kiosków Ruchu mają całe
miasto w małym palcu, więc jakoś się dopytałam i trafiłam. Ostatecznie wyszło
na to, że mam napisać odwołanie od owego mandatu, to będą nad nim przez miesiąc
myśleć i może zwrócą mi kasę, którą na niego wydałam. A może nie. Nie ma tak
dobrze w życiu. Muszę przyznać, że raz przydała mi się do czegoś umiejętność
dobrego pisania.
Przez
miesiąc tak skutecznie ukrywałam ową sprawę przed rodzicami, że byli naprawdę
zdziwieni, gdy znaleźli w skrzynce list od Zarządu. A ja wróciłam sobie o 23 w
piątek i zaraz na mnie wszyscy: tłumacz się! Zjadłam obiad, sprawdziłam, że
sprawę wygrałam i zwrócę mi kasę (trochę za późno, już na jeden koncert przez
nich nie poszłam), w końcu wyjaśniłam spokojnie o co w tym wszystkim chodziło i
poszłam spać.
Po tej
całej sprawie poczułam się dziwnie dorosła. Można powiedzieć, że zrozumiałam
dorosłość, której niedawno tak nienawidziłam, i z którą tak się kłóciłam.
Wiecie
co? Nie ma co marnować energii na kłócenie się z dorosłością. Lepiej się uczyć
do matury i pisać posty na bloga. Lepiej samemu załatwiać swoje sprawy niż
marnować czas na tłumaczenie swoim cholerycznym rodzicom, o co chodzi. A
świadomość, że możesz sobie wejść gdzie chcesz, oglądać i czytać co chcesz,
kupować co chcesz, żyć jak chcesz, jest naprawdę cudowna.
Czy
jestem poważniejsza? Nie jestem pewna... Ostatnio przebywałam trochę z ludźmi z
gimnazjum i zauważyłam, że ja i moi znajomi bardzo się od nich różnimy. Nie mam
pojęcia, na czym polega różnica... Ale to chyba właśnie ta powaga. I zmęczenie
nauką do matury. Oraz odpowiedzialność, ściśle z ową maturą związana. Może też
doświadczenie życiowe?
Jestem
poważniejsza w kwestii światopoglądu. Wcześniej pozwalałam sobie na olewanie
czegoś, na niezdecydowanie, na brak własnych poglądów. Od osiemnastki
postanowiłam że koniec z tym. Nie można być przez całe życie budyniem intelektualnym, który nic nie
wie na pewno, z niczym się do końca nie zgadza, niczemu nie zaprzecza, o nic
się nie kłóci i nie walczy, w nic nie wierzy...
No hej, jestem człowiekiem,
czas nadać temu czemuś zwanemu życiem jakiś głębszy sens i cel. Nie chodzi mi o
poglądy polityczne, chociaż one też się przydają. Chodzi mi o poglądy w kwestii
życia, religii, społeczeństwa, tego kim chcemy być a kim nie. Co jest dla nas
ważne, a co olewamy. Moim zdaniem lepiej już człowiek wychodzi na radykalizmie
niż na byciu budyniem, bowiem młodzi radykałowie z czasem przeważnie
normalnieją, a budyń budyniem pozostanie, bezrefleksyjny jak zawsze.
Dobra,
podsumowując: dorosłość naprawdę coś zmienia. Nie warto marnować energię na
walczenie z nią, bo i tak wygra, chyba że tej walki potrzebujesz, wtedy proszę
bardzo. Nie warto być budyniem.
A tak
ogólnie to nadal popełniam takie błędy jak zapominanie o sprawdzianach, lenistwo,
żarcie czekoladek czy odrabianie tylko interesujących lekcji. Nadal lubię być
kreatywna, malować kredą po meblach, słuchać duuużo muzyki, nie znoszę myć
naczyń i prasować, oraz słyszę od nauczycieli, żebym przestała bić ludzi. Więc
spokojnie, dorosłość nawet w dużych dawkach nie szkodzi (bardzo szkodzi matura,
ale to inny temat).
Też tak
dziwnie mieliście z dorosłością- do pewnego momentu negacja, a potem nagle
pełne pogodzenie i nawet sympatia do tej wrednej mendy?
Pozdrawiam
Hipis