13 czerwca 2016

Kupowanie książek nigdy mi się nie znudzi.




Lubię i cenię sobie minimalizm, jeżeli chodzi o rzeczy materialne. Szczególnie w trzeciej klasie liceum zaczęłam nagle na potęgę oglądać zdjęcia minimalistycznych, jasnych mieszkań, czytać o tym jak fajnie jest mieć mało ubrań, mało mebli, mało bibelotów, mało wszystkiego. Gdy zdałam sobie sprawę, że będę musiała opuścić mój spokojny, dobrze ustawiony pokój, i zabrać ze sobą na studia tylko jedną walizkę, wzięłam się za konkretne porządki.


Oczami wyobraźni widziałam już, jak jadę pociągiem przewozów regionalnych do Gdańska, ściskając w ręku jedynie pudełko po butach z płytami, gitarę i laptopa. Potem przypomniałam sobie niestety, że mam też jakieś ubrania, chyba nawet trzy pary butów, hełm z drugiej wojny światowej, kredki, globus, głośniki, radio, breloczek w kształcie komórki bakteryjnej, piłkę, torbę wojskową, biżuterię z gimnazjum, kolekcję figurek piesków, kamienie, przybory plastyczne, skrawki materiałów, nici, igły i tak dalej, dalej i jeszcze dalej, za kilka kilometrów powinno się skończyć.

Rozejrzałam się po pokoju, powiedziałam „Cholera” i wywaliłam to wszystko w diabły, kolokwialnie mówiąc.

Dzisiaj wszystkie moje rzeczy tak zwane drobne zmieściłyby się w jednym kartonie. Ubrania w drugim. Dopiero teraz czuję, że mieszkam w  moim pokoju, a nie graciarni jakiejś staruszki.

Mam też bardzo mało ciuchów i w zasadzie prawie wszystkie są czarne. Gdy tylko jakiś mi się znudzi/obrzydzi, ląduje u ubogich albo na vinted.pl. Jeżeli coś kupuję, jest to przemyślane w 100% i idealnie praktyczne. Strasznie polecam Wam taki sposób życia. Łatwiej się sprząta. O wiele łatwiej się spakować na wyjazd. O wiele łatwiej uciec z domu w  razie pożaru. O wiele łatwiej rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady.

Jest tylko jedna rzecz, której liczebność w moim pokoju non stop wzrasta, a nie maleje. Jedna rzecz, której nie dotknęły porządki i kataklizmy.
Oczywiście jest to kolekcja kamieni księgozbiór.
(Kolekcja kamieni też. Kocham kamienie. Kiedyś mogę Wam je wszystkie pokazać^^)

Mieszkam w domu o sześciu pokojach. Nie mówię tego, by się pochwalić burżujstwem (wyobraźcie sobie ile to okien do mycia) ale by zwrócić uwagę na jeden drobny szczegół- w każdym pokoju są książki. Dużo książek ( w moim powyżej dwustu).

Ba, wielu z tych książek nigdy nie przeczytałam i nie przeczytam (poradniki dla działkowca, encyklopedie z zeszłego wieku, mnóstwo profesjonalnych książek o historii, książka po niemiecku). Niektóre kupiłam sama i okazały się mega nietrafione, albo dostałam jakieś szajsy dla gimbusów za konkursy.

Nie zamierzam jednak wprowadzać w moim księgozbiorze żadnego minimalizmu. O nie, chcę mieć mieszkanie o białych ścianach, ale zastawionych w każdym wolnym rogu regałami z książkami.

Po pierwsze, książki są kochane, pięknie wyglądają i ocieplają pomieszczenie. Po drugie, można je czytać (no to chyba argument sam w sobie doskonały!)
Po trzecie...

Nie kupuję przecież książek tylko dla siebie! Każdy nowy tytuł to pułapka zastawiona na potomnych. Książka, znaleziona gdzieś na strychu i przypadkiem przeczytana przez młodą osóbkę o otwartym umyśle to najwredniejsza pułapka pod słońcem. Otwarty umysł radośnie łapie każdą myśl, którą wyczyta. Jedna nasza książka-pułapka może sprawić, że mała siostrzenica nie zostanie gwiazdą rocka, tylko matematykiem.

Nie uwierzycie, w ile pułapek książkowych już wpadłam podczas swojego krótkiego życia. Musicie zdać sobie sprawę, że za fakt, że jestem dzisiaj Hipisem, odpowiadają nie jacyś mentorzy, idole, siła wyższa czy gorsze i lepsze dni, a kilka tysięcy porządnie zadrukowanych stron.  Jestem pewna, że gdybym w odpowiednim momencie życia zamiast zacząć czytać i słuchać Jacka Kaczmarskiego, wzięła się za encyklopedię medyczną, właśnie wpisywałabym się na studia medyczne. Gdybym w gimnazjum trafiła na literaturę s-f może właśnie drżałabym o wyniki mojej matury z fizyki, otwierającej mi drogę na politechnikę. Chodząc po spodniach czasu i historii miałam mnóstwo nogawek, w które można wejść, ale wybór nie należał do końca do mnie- kształtowany był przez to wszystko, co przeczytałam, zrozumiałam, zainteresowałam się, poszukałam dalej- i wpadłam.
Teoretycznie niektórzy ludzie w wyborach życiowych kierują się rozsądkiem. Nie spotkałam ich wielu w swoim życiu. Gdy kończyłam gimnazjum wszyscy mówili, że najlepszym kierunkiem w przyszłości będzie farmacja. Nie znam nikogo z mojego rocznika, kto chciałby zostać farmaceutą, więc gdzie tu to kierowanie się rozsądkiem?

Polecam Wam zastawiać pułapki książkowe na przyszłe pokolenia- nigdy nie wiadomo, co zabawnego z tego wyniknie. Można też wziąć na cel samego siebie- temu służy mi kupiony niedawno, zupełnie przypadkiem, przewodnik historyczny po kraju Madziarów. Chciałabym tam kiedyś pojechać, a nic tak nie utwierdzi mnie w mojej decyzji jak przeczytanie książki o tych wszystkich fajnych rzeczach, które zobaczę jak ruszę tyłek z domu.

Więc... jeżeli zobaczycie w pociągu do Gdańska dziewczynę wiozącą ze sobą pół biblioteki to chodźcie pomóc, to pewnie będę ja.




A co u mnie prywatnie? Zeszły tydzień minął pod znakiem spotkań towarzyskich, we wtorek wielkie spotkanie w Cybermachinie, nocowanie u kumpla, bo nie opłacało się iść na ostatni pociąg, potem od razu do pracy, natomiast w sobotę wypad do Torunia na koncert Basisty, łażenie po pubach i takie rozrywki. W tym tygodniu zamierzam żyć nieco spokojniej, bo mój introwertyzm dopomina się o porządną dawkę samotności i seriali, a kolekcja książek „do przeczytania” rośnie w zastraszającym tempie. Poza tym chyba za bardzo przejmuję się problemami moich znajomych i ostatnio zrobiłam się kłębkiem nerwów. Wracam do życia gdy będzie pełnia księżyca!

Pozdrawiam

Hipis

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz