28 czerwca 2016

Podsumowując szkołę, czyli chaos, bezradność i Bach.


No nieee, nie da się szkoły podsumować od tak. To było trzynaście lat życia! Koszmar senny, nieistniejąca zjawa, najlepsze lata życia, zmarnowane dzieciństwo, szansa na lepszą przyszłość? Możliwe że wszystko naraz, bo w ciągu 13 lat zmienić się mogło wszystko i zapewne wrednie skorzystało z okazji.


Czy jest w ogóle coś łączące malutką Hipis, idącą z tatą pierwszy raz do zerówki, blondyneczkę w zbyt poważnej koszulce, starszą Hipis tańczącą na balu na zakończenie gimnazjum w brzydkiej, czarnej sukience i starą, cyniczną Hipis, która przyjechała z ojcem na zakończenie szkoły, niedbale ubrawszy się w granatową muszkę w grochy i obcasy?

No tak. Postać mojego taty, który mało się zmienił przez ten czas, muszę przyznać :D Ale taka była umowa- on nigdy nie interesował się moim życiem szkolnym, ale miał mnie do szkoły przyprowadzić i odprowadzić.

I tyle wspólnego. 

I koniec, już od dwóch miesięcy blisko koniec mojej edukacji. Już od miesiąca, dwóch tygodni i czterech dni nie byłam w tym starym liceum (ostatni raz na maturze z histy). Słucham tylko plotek przynoszonych przez znajomego z młodszej klasy, ale kurczę, jestem i będę zawsze uczennicą drugiego liceum.

Nie pożegnałam się. Żegna się z umarłymi.

Zrobiłam tak w gimnazjum- było oficjalne pożegnanie, wszystkich przytuliłam i nawet miałam trochę wilgotne oczy, bo taka smutna atmosfera... Tym sposobem pogrzebałam ich wszystkich i zabroniłam dalszego wstępu do mojego życia. Tak, z perspektywy czasu to było głupie i niedojrzałe, tak nie dawać ludziom drugiej szansy, ale szanuję wybór tej Hipis w brzydkiej sukience.

W liceum się nie żegnałam. Ani z uczniami, ani z nauczycielami. Nie mam zamiaru ich pogrzebać, wręcz już robię plany wpadnięcia na lekcję do mojej polonistki (jak zacznę studia- by powiedzieć jej, że i tak jest mądrzejsza od moich profesorów. Bo jest.) i przyjechania na 95-lecie nadania imienia szkole (a potem na 100-lecie).

Może dzięki temu nadal nie tęsknię. Dzisiaj spotkałam znajomą z klasy na kursie prawa jazdy, dlatego zaczęłam o tym myśleć, i naprawdę nie tęsknię. A myślałam, że będę.
Nie zależy mi na tych ludziach? Za mało o tym myślałam?
Okazuje się, że bardziej kochałam mury z czerwonej cegły niż ludzi. Kochałam poczucie bezpieczeństwa i bycia na swoim miejscu, które dawała ta szkoła, nie przywykłam do ludzi. Niektórzy mijają mnie na ulicy, gdy stoję w pracy, i nie poznają.

Siedzieliśmy z Basistą na przystanku w nocy i gadaliśmy o naszej szkole. Gdy się z niej wyszło, można powiedzieć wszystko. Z kim kto chciał siedzieć i czemu to się nie udało, czemu ktoś z kimś siedzieć nie chciał, kto kogo nie lubił a kto obgadywał, kogo się szanowało a kogo mniej, kogo się zapamięta na całe życie, a kogo się zapomni zanim dojdzie się do Biedronki. Który nauczyciel był naprawdę kochany i jak nam go naprawdę brakuje (po konsultacji ze ścisłowcami mamy trzech takich nauczycieli na szkołę). Dlaczego z klasą nie wyszło i dlaczego siedzimy na tym przystanku koło skrzyżowania tylko we dwoje- dwoje klasowych buntowników, którzy odeszli i poleźli sobie duchowo do innych klas, w swojej zostając tylko ciała (nieco znudzone przebiegiem lekcji). Można zastanowić się, kto odkryje, jaką pamiątkę zostawiliśmy w kronice (hehehe), kto przeczyta głupie notatki w atlasie historycznym, kto będzie naszymi następcami, jakie się miało kiedyś zabawne projekty, których się już nie zrealizuje...

To mnie bolało najbardziej- że już tego nie zrobię. Serio, kończenie szkoły to coś magicznego. Mówisz sobie „Za miesiąc skończę szkołę” i nie rozumiesz tych słów- słyszysz tylko brzmienie i cieszysz się z tego jak głupi do sera. Za miesiąc skończę szkołę! Za tydzień skończę szkołę! Skończyłem szkołę!

 Kurna, matura...

Skończyłeś. I nie zrobisz już tych wszystkich hec i dowcipów, i bardzo poważnych rzeczy.

Zaprzyjaźnię się z nim w trzeciej klasie- no niestety już nie. 
Będę miała świadectwo z paskiem za rok- no raczej nie.
Podciągnę się z historii- przykro mi, nie ma szans.
Założę szkolny teatr- ojej, jakie smutne spóźnienie. 
Przeczytam te nowe książki, które dostała biblioteka- no chyba w kolejnym wcieleniu. 
Narysuję kutasa na ścianie- to możesz zlecić kiedyś swoim dzieciom, jeżeli pójdą w twe ślady.

Sorry, czas się skończył, teraz możesz tylko uciec z lekcji historii, dokończyć kronikę klasowych przypadków i nieszczęść, zanieść ją wychowawczyni, wzbudzić podziw klasy młodszej i wyjść.

Piasek w klepsydrze się przesypał, świeczka wypaliła do końca, karawana dotarła z Lwowa do Gdańska w tempie dwudziestu kilometrów dziennie, solówka na perkusję wybrzmiała, telefon dokończył lot z trzeciego piętra, kanapka wylądowała masłem w dół.

Ta świadomość mnie wręcz paraliżowała, szczególnie że NIC nie kończyło się tak jak w książkach. Może my nie jesteśmy książkową młodzieżą, bo jakoś nie mieliśmy wielkich planów ani wrażenia, że świat leży nam u stóp. Raczej wiedzieliśmy (i wiemy nadal) że świat nas nie lubi, matura nas nienawidzi, jesteśmy głupi, biedni i bez perspektyw. Aha, i nie wiemy gdzie iść na studia.

Zakończenie szkoły nie skończyło się wielką imprezą. W moim wypadku skończyło się włóczeniem w trójkę po Bydgoszczy i moim szybkim opuszczeniem smutnego towarzystwa moich kumpli, by lecieć na pociąg. Pamiętam łzy kapiące z czubka nosa i brak książki do poczytania w pociągu. Smutek, rozpacz i widmo matur. Moi kumple też nie byli zachwyceni, sądząc po tym, że nie chcieli potem rozmawiać o zakończeniu. W ogóle.

To było najgorsze zakończenie szkoły w moim życiu, ale pewnie gdybym dostała kolejną szansę też bym zepsuła, bo ja nie umiem i nie chcę nikogo żegnać. A teraz mnie to nawet nie obchodzi.

Bo mam wakacje, czyli pracuję, robię prawo jazdy, latam po urzędach, dorabiam na nocnych inwentaryzacjach i próbuję przypominać sobie o swoich znajomych i przypominać swoim znajomym o sobie. Gdybym tego wszystkiego nie robiła, leżałabym brzuchem do góry z książką. Ze skrajności w skrajność, z jednego odmętu w drugi odmęt, z szaleństwa w szaleństwo.


Także tego... Jakbyście się zastanawiali, jak wygląda życie po skończeniu szkoły, to już wiecie. Jedni ludzie leżą i nic nie robią, inni harują na dwa etaty, inną się uczą a jeszcze inni nadal nie pozbierali się po maturalnych mękach.

Zakończenie szkoły to straszny okres, ponieważ egzaminuje. Sprawdza, kto jest dość inteligentny, by zdać maturę i nie dać złapać się życiu. Kto jest dość sprytny, by się dobrze ustawić. Kto jest dość zaradny, by znaleźć fajną pracę. Kto jest dość pracowity, by w tej robocie wytrwać. Kto jest odpowiedzialny, kto jest energiczny, a kto jest życiową ciapą i niedojdą. Kto nigdy nie zapomina o przyjaciołach, a kto ich traci.

Jeżeli jeszcze macie ten okres przed sobą to nie macie się co bać, i tak was to wszystko nie ominie, obojętnie jacy bylibyście idealni przez całe życie Po prostu dowaliłoby Wam coś innego.

Pozdrawiam serdecznie

Hipis

PS. Bacha akurat słucham.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz